- Logan? – wyszeptałam.
- Nie, wiewiórka – roześmiał się chłopak.
- Myślałam, że już nigdy się z tobą nie spotkam – przytuliłam się do niego, nie zwracając uwagi na to że mamy towarzystwo.
- No nareszcie – Clove wywróciła oczami. – Ten tutaj ciągle gadał tylko o tobie i przez niego nie mogliśmy się skupić na szukaniu rywali.
- Smutne – zadrwiłam.
- Słucham? – warknęła trybutka z dwójki i chwyciła maleńki nożyk.
- Ej spokojnie. Mamy sojusz. Później się pozabijacie okej? – zirytowany Cato chwycił Clove za przegub i spojrzał jej głęboko w oczy powoli kręcąc głową. Na pierwszy rzut oka widać było, że obydwoje coś łączy.
- Gdzie teraz idziemy? Mamy jakiś określony cel? – spytałam otrzepując się z ziemi.
- Widziałaś kogoś w pobliżu? – Marvel zwrócił ku mnie oczy.
- Nie – odpowiedziałam z wahaniem. Skłamałam. Trybutka z piątki czaiła się gdzieś w pobliżu, ale ja już nie miałam ochoty przyczyniać się do czyjejś śmierci.
- To idziemy na wschód – wzruszyła ramionami Glimmer, poprawiając ręką blond włosy zaplecione w warkoczyki. Wszyscy ruszyli z miejsca, w tym ja i Logan na końcu.
- Myślałem, że cię straciłem – wyszeptał mi w ucho, a mi zrobiło się momentalnie cieplej.
- Nigdy. – zaśmiałam się.
- Wiesz co? Mam plan.
- Jaki? – spytałam.
- Poczekamy spokojnie aż oni wybiją resztę trybutów, a potem uciekniemy. Będą myśleć, że zginęliśmy w walce i zaczną sami siebie zabijać. Wtedy na arenie zostaną trzy osoby. Ja, ty i ten który wygra walkę. Ponieważ zapewne będzie wykończony, dobijemy go i zostaniemy sami na arenie, a potem… - zaciął się.
- No właśnie. Co potem? Wiesz, że nie jestem w stanie zabić – przełknęłam ślinę. Plan Logana był dość.. nietypowy. Dawałam dziesięć procent szans na wypał tego wszystkiego.
- Coś się wymyśli. Na razie dajmy sobie z tym spokój. – objął mnie ramieniem i włączyliśmy się do rozmowy z zawodowcami.
- …A mi się tam podobała – mruknął Cato na co Clove klepnęła go po głowie.
- A o czym mowa? – wciął się Logan.
- O tej paskudnej sukience dziewczyny, która niby igra z ogniem. Obiecuje wam, że zdechnie pierwsza. – Clove zaczęła polerować nóż.
- Igra z ogniem. Dobre. Też bym chciała mieć takie przezwisko.
- Wcale nie Glimm. Nie jest dobre. W dodatku dostała aż jedenaście punktów. Za co? Dałabym się pokroić za odpowiedź na to pytanie. – Clove była wściekła. Jej włosy związane w koński ogon ciągle latały na wszystkie strony, a brązowe, rządne krwi oczy, były teraz zmrużone i w dodatku pełne chłodu. Jej spojrzenie było teraz ostre jak nóż, który wciąż obracała w rękach.
- Uspokój się. – Cato położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Ta zadrżała pod wpływem jego dotyku i zwolniła tempo starając się wyrównać oddech. – Obiecuje ci, że to ty ją zabijesz.
- Na to liczę – na twarzy wojowniczki z dystryktu drugiego zakwitł uśmiech.
- Patrzcie! – krzyknął Marvel wskazując na coś w oddali. Wszyscy wytężyliśmy wzrok. Pomarańczowa smuga światła i trzaskanie gałęzi zdradzało, że ktoś próbował rozpalić ognisko.
- Co za kretyn – wyrwało mi się. Zawodowcy zachichotali.
- Skoro Clove bierze Katniss, to ja wezmę tego tam – Glimmer zacisnęła palce na swoim srebrnym łuku i ruszyła przed siebie. Wyjęłam nóż i chwyciłam Logana za rękę. Chłopak ścisnął ją dając mi nieco otuchy. Zawodowcy zaczęli się skradać coraz bardziej zbliżając się do ogniska.
- To dziewczyna! – wyszeptał Cato z jadowitym uśmiechem na twarzy. Faktycznie. Jakaś trybutka siedziała na zwalonej kłodzie i próbowała ogrzać ręce na ogniem. Mimowolnie uderzyłam się ręką w czoło, nie mogąc zrozumieć jak można być taką bezmózgą osobą żeby rozpalać ognisko w nocy.
- Szybciej Glimmer. – Clove z niecierpliwością ponagliła blondynkę. Ta wyszła z krzaków, trzymając w ręce sztylet. Chwyciła rozpalaczkę ogniska za ramiona i uniemożliwiła jej ruch.
- Błagam nie zabijaj mnie! – krzyknęła zniewolona trybutka. Teraz ją poznałam. Była z ósemki.
- Powiedz.. jak się nazywacz? – wyszeptała Glimmer, prosto w ucho trybutki.
- Jennifer.. ale błagam, uwolnij mnie! – trybutka z ósemki rozpłakała się, a mi zrobiło jej się żal.
- Ach oczywiście, że cię uwolnie – powiedziała słodko Glimmer i dźgnęła Jennifer prosto w serce. Dziewczyna rozszerzyła oczy i upadła na ziemię.
- Po co te oszustwa? – spytałam się zawodowczyni.
- Jakie oszustwa? – Glimmer przejrzała się w zakrwawionym sztylecie. – Uwolniłam ją.
- Wcale nie.
- Uwolniełam. Od tego nędznego świata. – wzruszyła ramionami blondynka i usiadła przy ognisku. A więc tak zawodowcy tłumaczyli się z zabijania ludzi.
~*~
Ale mi głupio.. możecie mnie teraz lać po głowie za taką długą nieobecność.
Sama siebie nie lubie już :/
Przepraszam was po stokroć. Może ten rozdział poprawi wam humor :)
p.s
W książce razem z zawodowcami był Peeta, ale jakoś nie chciałam go wplatać w tą historie.. na razie!
// Zażenowana Kate.
- Nie, wiewiórka – roześmiał się chłopak.
- Myślałam, że już nigdy się z tobą nie spotkam – przytuliłam się do niego, nie zwracając uwagi na to że mamy towarzystwo.
- No nareszcie – Clove wywróciła oczami. – Ten tutaj ciągle gadał tylko o tobie i przez niego nie mogliśmy się skupić na szukaniu rywali.
- Smutne – zadrwiłam.
- Słucham? – warknęła trybutka z dwójki i chwyciła maleńki nożyk.
- Ej spokojnie. Mamy sojusz. Później się pozabijacie okej? – zirytowany Cato chwycił Clove za przegub i spojrzał jej głęboko w oczy powoli kręcąc głową. Na pierwszy rzut oka widać było, że obydwoje coś łączy.
- Gdzie teraz idziemy? Mamy jakiś określony cel? – spytałam otrzepując się z ziemi.
- Widziałaś kogoś w pobliżu? – Marvel zwrócił ku mnie oczy.
- Nie – odpowiedziałam z wahaniem. Skłamałam. Trybutka z piątki czaiła się gdzieś w pobliżu, ale ja już nie miałam ochoty przyczyniać się do czyjejś śmierci.
- To idziemy na wschód – wzruszyła ramionami Glimmer, poprawiając ręką blond włosy zaplecione w warkoczyki. Wszyscy ruszyli z miejsca, w tym ja i Logan na końcu.
- Myślałem, że cię straciłem – wyszeptał mi w ucho, a mi zrobiło się momentalnie cieplej.
- Nigdy. – zaśmiałam się.
- Wiesz co? Mam plan.
- Jaki? – spytałam.
- Poczekamy spokojnie aż oni wybiją resztę trybutów, a potem uciekniemy. Będą myśleć, że zginęliśmy w walce i zaczną sami siebie zabijać. Wtedy na arenie zostaną trzy osoby. Ja, ty i ten który wygra walkę. Ponieważ zapewne będzie wykończony, dobijemy go i zostaniemy sami na arenie, a potem… - zaciął się.
- No właśnie. Co potem? Wiesz, że nie jestem w stanie zabić – przełknęłam ślinę. Plan Logana był dość.. nietypowy. Dawałam dziesięć procent szans na wypał tego wszystkiego.
- Coś się wymyśli. Na razie dajmy sobie z tym spokój. – objął mnie ramieniem i włączyliśmy się do rozmowy z zawodowcami.
- …A mi się tam podobała – mruknął Cato na co Clove klepnęła go po głowie.
- A o czym mowa? – wciął się Logan.
- O tej paskudnej sukience dziewczyny, która niby igra z ogniem. Obiecuje wam, że zdechnie pierwsza. – Clove zaczęła polerować nóż.
- Igra z ogniem. Dobre. Też bym chciała mieć takie przezwisko.
- Wcale nie Glimm. Nie jest dobre. W dodatku dostała aż jedenaście punktów. Za co? Dałabym się pokroić za odpowiedź na to pytanie. – Clove była wściekła. Jej włosy związane w koński ogon ciągle latały na wszystkie strony, a brązowe, rządne krwi oczy, były teraz zmrużone i w dodatku pełne chłodu. Jej spojrzenie było teraz ostre jak nóż, który wciąż obracała w rękach.
- Uspokój się. – Cato położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Ta zadrżała pod wpływem jego dotyku i zwolniła tempo starając się wyrównać oddech. – Obiecuje ci, że to ty ją zabijesz.
- Na to liczę – na twarzy wojowniczki z dystryktu drugiego zakwitł uśmiech.
- Patrzcie! – krzyknął Marvel wskazując na coś w oddali. Wszyscy wytężyliśmy wzrok. Pomarańczowa smuga światła i trzaskanie gałęzi zdradzało, że ktoś próbował rozpalić ognisko.
- Co za kretyn – wyrwało mi się. Zawodowcy zachichotali.
- Skoro Clove bierze Katniss, to ja wezmę tego tam – Glimmer zacisnęła palce na swoim srebrnym łuku i ruszyła przed siebie. Wyjęłam nóż i chwyciłam Logana za rękę. Chłopak ścisnął ją dając mi nieco otuchy. Zawodowcy zaczęli się skradać coraz bardziej zbliżając się do ogniska.
- To dziewczyna! – wyszeptał Cato z jadowitym uśmiechem na twarzy. Faktycznie. Jakaś trybutka siedziała na zwalonej kłodzie i próbowała ogrzać ręce na ogniem. Mimowolnie uderzyłam się ręką w czoło, nie mogąc zrozumieć jak można być taką bezmózgą osobą żeby rozpalać ognisko w nocy.
- Szybciej Glimmer. – Clove z niecierpliwością ponagliła blondynkę. Ta wyszła z krzaków, trzymając w ręce sztylet. Chwyciła rozpalaczkę ogniska za ramiona i uniemożliwiła jej ruch.
- Błagam nie zabijaj mnie! – krzyknęła zniewolona trybutka. Teraz ją poznałam. Była z ósemki.
- Powiedz.. jak się nazywacz? – wyszeptała Glimmer, prosto w ucho trybutki.
- Jennifer.. ale błagam, uwolnij mnie! – trybutka z ósemki rozpłakała się, a mi zrobiło jej się żal.
- Ach oczywiście, że cię uwolnie – powiedziała słodko Glimmer i dźgnęła Jennifer prosto w serce. Dziewczyna rozszerzyła oczy i upadła na ziemię.
- Po co te oszustwa? – spytałam się zawodowczyni.
- Jakie oszustwa? – Glimmer przejrzała się w zakrwawionym sztylecie. – Uwolniłam ją.
- Wcale nie.
- Uwolniełam. Od tego nędznego świata. – wzruszyła ramionami blondynka i usiadła przy ognisku. A więc tak zawodowcy tłumaczyli się z zabijania ludzi.
~*~
Ale mi głupio.. możecie mnie teraz lać po głowie za taką długą nieobecność.
Sama siebie nie lubie już :/
Przepraszam was po stokroć. Może ten rozdział poprawi wam humor :)
p.s
W książce razem z zawodowcami był Peeta, ale jakoś nie chciałam go wplatać w tą historie.. na razie!
// Zażenowana Kate.