- Kochanie! nie ruszaj się! - Vivian poprawiała mi obrzydliwa, niebieską sukienkę. Była bez wcięcia w talii, z długim rękawem, w prostym kroju. Niczym się nie wyróżniała. Czułam się jak na wsi...
- Jeszcze tylko fryzura! - krzyknęła do mnie stylistka, a kiedy odwróciła się, pokazałam jej język. Pewnie zaplecie mi dwa warkoczyki ze wstążeczka mi!
- Ile jeszcze zostało nam czasu do wywiadu? - jęknęłam przeciągle .
- Godzina! Musimy się pospieszyć ! - stylistka naniosła na moją suknie kilka
poprawek, które szczerze mówiąc nic nie dały i zabrała się do układania włosów.
Związała mi je w wysokiego kucyka i spryskała brokatem. Żenada.
- Mm ślicznie wyglądasz. . - usłyszałam głos za plecami i poczułam dłonie
obejmujące mnie w talii. Logan.
- Żartujesz? Czuje się w tym okropnie! - zmięłam w rękach kawałek materiału.
- Nie jest źle! W zeszłym roku, na trybutów nałożyli sieć i wodorosty. Nie marudź, mogło być gorzej. – spojrzałam na niego. Szczerzył się do mnie niemiłosie rnie. Był ubrany w niebieski garnitur i spodnie.
Nic ciekawego i nadzwyczaj nego.
- Jesteś śliczna i koniec. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju.
- Wyjście na scenę za dziesięć minut! - Finnick wychylił swoją głowę zza rogu i jak zwykle uśmiechnął się do mnie zniewalają co. O nie. Tym
razem mu nie ulegnę.
- Gotowa?
- Nie wiem co powiedzieć .. - odparłam
poirytowan a.
- Słowa same popłyną z twoich ust! - stwierdził Finnick.
- Tobie to łatwo mówić. Na wywiadach w kółko recytujesz wiersze do swojej domniemane j dziewczyny - spojrzałam na niego wymownie, a ten
chwycił mnie za nadgarstki .
- Wiedz, że kocham tylko Annie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. - spojrzał na rudowłosą kobietę siedzącą na schodach.
- Przecież wiem? - zirytowała m się.
- Wchodzisz na scenę za sześć minut. Połamania nóg. - zmienił ton na weselszy, ale jego oczy wyrażały wściekłość. Był zły, ponieważ każdy go napastował pytaniami o dziewczynę, a prezydent Snow kazał mu sprzedawać swoje ciało kobietom za ogromne pieniądze. On jednak nadal trzymał się przy Annie, cichej i spokojnej lecz zwariowanej kobiecie. Nie wyróżniała się niczym, ale dla Finnicka właśnie to było najważniejsze i dlatego ją kochał. Zerknęłam teraz na schody, gdzie moi mentorzy rozmawiali ze sobą splatając palce. Byli razem szczęśliwi.
- Nie płacz! Za trzy minuty wychodzisz na scenę! – Vivian osuszyła mi oczy chusteczką, a ja dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego płaczę. Nigdy nie będę mieć dzieci, nie będę miała męża ani gromadki maluchów biegających po łące usianej barwnymi kwiatami. To wszystko dlatego, że Kapitol chce rozrywki. Nikt nie wie co to jest za ból, żyć ze świadomością, że niedługo czeka nas śmierć i to w dodatku bolesna. Otarłam ostatnią łzę spływającą mi po policzku i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wszystko okey – szepnęłam do opiekunki. Nie chciałam jej się teraz użalać nad moim problemem. Nie wiedziała jak to jest.
- A teraz przed państwem niesamowita i olśniewająca Kate Vallery z dystryktu czwartego! – usłyszałam głos dochodzący ze sceny. Czas się pokazać. Muszę być twarda i nie okazywać smutku ani bólu. Weszłam pewnym krokiem na scenę i spojrzałam przed siebie. Setki widzów siedziało na widowni szczerząc się do mnie lub oglądając coś w książeczkach o poszczególnych trybutach. Zaniemówiłam i przełknęłam głośno ślinę.
- Witaj! Jak tam samopoczucie!? – dopiero teraz zwróciłam uwagę na Ceasara Flickermana, głównego prowadzącego show. Miał na sobie jak zwykle czarny garnitur, ale jego włosy były wściekle niebieskie jak kolor mojej ohydnej sukienki.
- Nieźle! Nie mogę się doczekać igrzysk! – wypaliłam bezsensownie. Ceasar zaprowadził mnie na fotel i usadowił się obok mnie.
- Myślisz, że wygrasz? – pytał dalej.
- To jest pewne! – zaśmiałam się. – Nikt nie jest taki dobry jak ja!
Publiczność wybuchła śmiechem.
- Czy ona nie jest świetna? – prowadzący zaczął się wydzierać na całą salę. – Ale powiedz. Gdybyś wróciła po swojej wygranej do dystryktu, to kto by cię powitał? Masz swego ukochanego?
Z widowni dobiegł mnie cichy pomruk. Przewróciłam oczami.
- Na nikim mi nie zależy. Jedynie na wygranej.
- Ostra, przebiegła i rządna krwi! Kate Vallery! – Ceasar uniósł moją rękę w górę, a publiczność zaczęła skandować moje imię. Było mi w pewnym sensie przyjemnie, ale gdzieś wewnątrz buzowałam z wściekłości. Wszyscy się cieszą z tego, że niedługo na arenie zginie dwudziestu trzech trybutów. Ukłoniłam się i pobiegłam prosto do swojego apartamentu unikając przechodzących obok mnie trybutów. Clove z aprobatą kiwała głową, a Glimmer uśmiechała się do mnie promiennie. Cato wyburczał jakieś gratulacje, a Marvel patrzył na mnie ze szczerym zachwytem. Posłałam im buziaki i wkroczyłam do windy wciskając numer jeden. Gdy weszłam do pokoju, usiadłam przy oknie i się zamyśliłam. Przymykając oczy pomyślałam o moim dystrykcie. Tęskniłam za letnimi i słonymi wodami morza, za łąką na której w młodości zrywałam piękne, czerwone maki, za wiecznie zielonym i szumiącym lasem… Dałabym wszystko, żeby być tam - na polanie i podziwiać widoki ciesząc się moim szczęściem. Gdyby nie było igrzysk moje marzenia spełniłyby się tak jak i wielu innych ludzi. Wiem, że w chwili mojej śmierci, powrócę ostatnimi myślami do czwórki. Wtedy śmierć wyda mi się mniej bolesna kiedy będę myślała o czymś, co jest dla mnie ważne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Logana. Bez słowa podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Jutro igrzyska – wyszeptał, a moje oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Jeszcze tylko fryzura! - krzyknęła do mnie stylistka, a kiedy odwróciła się, pokazałam jej język. Pewnie zaplecie mi dwa warkoczyki ze wstążeczka
- Ile jeszcze zostało nam czasu do wywiadu? - jęknęłam przeciągle
- Godzina! Musimy się pospieszyć
- Mm ślicznie wyglądasz.
- Żartujesz? Czuje się w tym okropnie! - zmięłam w rękach kawałek materiału.
- Nie jest źle! W zeszłym roku, na trybutów nałożyli sieć i wodorosty. Nie marudź, mogło być gorzej. – spojrzałam na niego. Szczerzył się do mnie niemiłosie
- Jesteś śliczna i koniec. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju.
- Wyjście na scenę za dziesięć minut! - Finnick wychylił swoją głowę zza rogu i jak zwykle uśmiechnął się do mnie zniewalają
- Gotowa?
- Nie wiem co powiedzieć
- Słowa same popłyną z twoich ust! - stwierdził Finnick.
- Tobie to łatwo mówić. Na wywiadach w kółko recytujesz wiersze do swojej domniemane
- Wiedz, że kocham tylko Annie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. - spojrzał na rudowłosą kobietę siedzącą na schodach.
- Przecież wiem? - zirytowała
- Wchodzisz na scenę za sześć minut. Połamania nóg. - zmienił ton na weselszy, ale jego oczy wyrażały wściekłość. Był zły, ponieważ każdy go napastował pytaniami o dziewczynę, a prezydent Snow kazał mu sprzedawać swoje ciało kobietom za ogromne pieniądze. On jednak nadal trzymał się przy Annie, cichej i spokojnej lecz zwariowanej kobiecie. Nie wyróżniała się niczym, ale dla Finnicka właśnie to było najważniejsze i dlatego ją kochał. Zerknęłam teraz na schody, gdzie moi mentorzy rozmawiali ze sobą splatając palce. Byli razem szczęśliwi.
- Nie płacz! Za trzy minuty wychodzisz na scenę! – Vivian osuszyła mi oczy chusteczką, a ja dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego płaczę. Nigdy nie będę mieć dzieci, nie będę miała męża ani gromadki maluchów biegających po łące usianej barwnymi kwiatami. To wszystko dlatego, że Kapitol chce rozrywki. Nikt nie wie co to jest za ból, żyć ze świadomością, że niedługo czeka nas śmierć i to w dodatku bolesna. Otarłam ostatnią łzę spływającą mi po policzku i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wszystko okey – szepnęłam do opiekunki. Nie chciałam jej się teraz użalać nad moim problemem. Nie wiedziała jak to jest.
- A teraz przed państwem niesamowita i olśniewająca Kate Vallery z dystryktu czwartego! – usłyszałam głos dochodzący ze sceny. Czas się pokazać. Muszę być twarda i nie okazywać smutku ani bólu. Weszłam pewnym krokiem na scenę i spojrzałam przed siebie. Setki widzów siedziało na widowni szczerząc się do mnie lub oglądając coś w książeczkach o poszczególnych trybutach. Zaniemówiłam i przełknęłam głośno ślinę.
- Witaj! Jak tam samopoczucie!? – dopiero teraz zwróciłam uwagę na Ceasara Flickermana, głównego prowadzącego show. Miał na sobie jak zwykle czarny garnitur, ale jego włosy były wściekle niebieskie jak kolor mojej ohydnej sukienki.
- Nieźle! Nie mogę się doczekać igrzysk! – wypaliłam bezsensownie. Ceasar zaprowadził mnie na fotel i usadowił się obok mnie.
- Myślisz, że wygrasz? – pytał dalej.
- To jest pewne! – zaśmiałam się. – Nikt nie jest taki dobry jak ja!
Publiczność wybuchła śmiechem.
- Czy ona nie jest świetna? – prowadzący zaczął się wydzierać na całą salę. – Ale powiedz. Gdybyś wróciła po swojej wygranej do dystryktu, to kto by cię powitał? Masz swego ukochanego?
Z widowni dobiegł mnie cichy pomruk. Przewróciłam oczami.
- Na nikim mi nie zależy. Jedynie na wygranej.
- Ostra, przebiegła i rządna krwi! Kate Vallery! – Ceasar uniósł moją rękę w górę, a publiczność zaczęła skandować moje imię. Było mi w pewnym sensie przyjemnie, ale gdzieś wewnątrz buzowałam z wściekłości. Wszyscy się cieszą z tego, że niedługo na arenie zginie dwudziestu trzech trybutów. Ukłoniłam się i pobiegłam prosto do swojego apartamentu unikając przechodzących obok mnie trybutów. Clove z aprobatą kiwała głową, a Glimmer uśmiechała się do mnie promiennie. Cato wyburczał jakieś gratulacje, a Marvel patrzył na mnie ze szczerym zachwytem. Posłałam im buziaki i wkroczyłam do windy wciskając numer jeden. Gdy weszłam do pokoju, usiadłam przy oknie i się zamyśliłam. Przymykając oczy pomyślałam o moim dystrykcie. Tęskniłam za letnimi i słonymi wodami morza, za łąką na której w młodości zrywałam piękne, czerwone maki, za wiecznie zielonym i szumiącym lasem… Dałabym wszystko, żeby być tam - na polanie i podziwiać widoki ciesząc się moim szczęściem. Gdyby nie było igrzysk moje marzenia spełniłyby się tak jak i wielu innych ludzi. Wiem, że w chwili mojej śmierci, powrócę ostatnimi myślami do czwórki. Wtedy śmierć wyda mi się mniej bolesna kiedy będę myślała o czymś, co jest dla mnie ważne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Logana. Bez słowa podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Jutro igrzyska – wyszeptał, a moje oczy rozszerzyły się z przerażenia.
Coś czuję, że jesteś niedowartościowana:D Mi się rozdział bardzo podobał :D Ba nawet jestem pod wrażeniem :D Co ty na to? Rozdział GENIALNY! Masz wielki talent. Ech rozwala mnei pozytywnie of cours słabość Kate do Finnicka, to jest takie kochane!! Czekam na arenę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Paulla K
Ps. Przepraszam, że kom taki krótki, ale nie mam siły pisać dłuższego...
Pięknie!
OdpowiedzUsuńJest Finn, jest impreza! XD
Okej, uspokajam się.
No, fajnie z tym Loganem wykombinowałaś ^^
No i nareszcie igrzyska (zabrzmiało to mniej więcej tak: chce tej krwi, chce tej śmierci, gdzie igrzyska!).
Czekam na nn ♥
Króliś
http://rozdzielona.blogspot.com/
http://smiertelnamysl.blogspot.com/
Jejku *_*
OdpowiedzUsuńTwój blog jest niesamowity :D prowadzisz go świetnie i jestem na prawdę ciekawa co się dalej stanie :)
Zapraszam też do mnie :D http://loszawszesprzyjaludziomaleniemi.blogspot.com/
Hej!!! Super rozdział!!!
OdpowiedzUsuń"Ostra, przebiegła i rządna krwi!!!" To mnie rozwaliło ;P
Naprawdę fajny rozdział i życzę duuużo weny i masła orzechowego przy pisaniu następnego!!! (mam fazę na masło orzechowe... -_-)
:D
Super rozdział! Kiedy następny?!
OdpowiedzUsuńhttp://cwiercwieczeposkromienia1.blogspot.com/ - zapraszam.