niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 10

- Logan? – wyszeptałam.
- Nie, wiewiórka – roześmiał się chłopak.
- Myślałam, że już nigdy się z tobą nie spotkam – przytuliłam się do niego, nie zwracając uwagi na to że mamy towarzystwo.
- No nareszcie – Clove wywróciła oczami. – Ten tutaj ciągle gadał tylko o tobie i przez niego nie mogliśmy się skupić na szukaniu rywali.
- Smutne – zadrwiłam.
- Słucham? – warknęła trybutka z dwójki i chwyciła maleńki nożyk.
- Ej spokojnie. Mamy sojusz. Później się pozabijacie okej? – zirytowany Cato chwycił Clove za przegub i spojrzał jej głęboko w oczy powoli kręcąc głową. Na pierwszy rzut oka widać było, że obydwoje coś łączy.
- Gdzie teraz idziemy? Mamy jakiś określony cel? – spytałam otrzepując się z ziemi.
- Widziałaś kogoś w pobliżu? – Marvel zwrócił ku mnie oczy.
- Nie – odpowiedziałam z wahaniem. Skłamałam. Trybutka z piątki czaiła się gdzieś w pobliżu, ale ja już nie miałam ochoty przyczyniać się do czyjejś śmierci.
- To idziemy na wschód – wzruszyła ramionami Glimmer, poprawiając ręką blond włosy zaplecione w warkoczyki. Wszyscy ruszyli z miejsca, w tym ja i Logan na końcu.
- Myślałem, że cię straciłem – wyszeptał mi w ucho, a mi zrobiło się momentalnie cieplej.
- Nigdy. – zaśmiałam się.
- Wiesz co? Mam plan.
- Jaki? – spytałam.
- Poczekamy spokojnie aż oni wybiją resztę trybutów, a potem uciekniemy. Będą myśleć, że zginęliśmy w walce i zaczną sami siebie zabijać. Wtedy na arenie zostaną trzy osoby. Ja, ty i ten który wygra walkę. Ponieważ zapewne będzie wykończony, dobijemy go i zostaniemy sami na arenie, a potem… - zaciął się.
- No właśnie. Co potem? Wiesz, że nie jestem w stanie zabić – przełknęłam ślinę. Plan Logana był dość.. nietypowy. Dawałam dziesięć procent  szans na wypał tego wszystkiego.
- Coś się wymyśli. Na razie dajmy sobie z tym spokój. – objął mnie ramieniem i włączyliśmy się do rozmowy z zawodowcami.
- …A mi się tam podobała – mruknął Cato na co Clove klepnęła go po głowie.
- A o czym mowa? – wciął się Logan.
- O tej paskudnej sukience dziewczyny, która niby igra z ogniem. Obiecuje wam, że zdechnie pierwsza. – Clove zaczęła polerować nóż.
- Igra z ogniem. Dobre. Też bym chciała mieć takie przezwisko.
- Wcale nie Glimm. Nie jest dobre. W dodatku dostała aż jedenaście punktów. Za co? Dałabym się pokroić za odpowiedź na to pytanie. – Clove była wściekła. Jej włosy związane w koński ogon ciągle latały na wszystkie strony, a brązowe, rządne krwi oczy, były teraz zmrużone i w dodatku pełne chłodu. Jej spojrzenie było teraz ostre jak nóż, który wciąż obracała w rękach.
- Uspokój się. – Cato położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Ta zadrżała pod wpływem jego dotyku i zwolniła tempo starając się wyrównać oddech. – Obiecuje ci, że to ty ją zabijesz.
- Na to liczę – na twarzy wojowniczki z dystryktu drugiego zakwitł uśmiech.
- Patrzcie! – krzyknął Marvel wskazując na coś w oddali. Wszyscy wytężyliśmy wzrok. Pomarańczowa smuga światła i trzaskanie gałęzi zdradzało, że ktoś próbował rozpalić ognisko.
- Co za kretyn – wyrwało mi się. Zawodowcy zachichotali.
- Skoro Clove bierze Katniss, to ja wezmę tego tam – Glimmer zacisnęła palce na swoim srebrnym łuku i ruszyła przed siebie. Wyjęłam nóż i chwyciłam Logana za rękę. Chłopak ścisnął ją dając mi nieco otuchy.  Zawodowcy zaczęli się skradać coraz bardziej zbliżając się do ogniska.
- To dziewczyna! – wyszeptał Cato z jadowitym uśmiechem na twarzy. Faktycznie. Jakaś trybutka siedziała na zwalonej kłodzie i próbowała ogrzać ręce na ogniem. Mimowolnie uderzyłam się ręką w czoło, nie mogąc zrozumieć jak można być taką bezmózgą osobą żeby rozpalać ognisko w nocy.
- Szybciej Glimmer. – Clove z niecierpliwością ponagliła blondynkę. Ta wyszła z krzaków, trzymając w ręce sztylet. Chwyciła rozpalaczkę ogniska za ramiona i uniemożliwiła jej ruch.
- Błagam nie zabijaj mnie! – krzyknęła zniewolona trybutka. Teraz ją poznałam. Była z ósemki.
- Powiedz.. jak się nazywacz? – wyszeptała Glimmer, prosto w ucho trybutki.
- Jennifer.. ale błagam, uwolnij mnie! – trybutka z ósemki rozpłakała się, a mi zrobiło jej się żal.
- Ach oczywiście, że cię uwolnie – powiedziała słodko Glimmer i dźgnęła Jennifer prosto w serce. Dziewczyna rozszerzyła oczy i upadła na ziemię.
- Po co te oszustwa? – spytałam się zawodowczyni.
- Jakie oszustwa? – Glimmer przejrzała się w zakrwawionym sztylecie. – Uwolniłam ją.
- Wcale nie.
- Uwolniełam. Od tego nędznego świata. – wzruszyła ramionami blondynka i usiadła przy ognisku. A więc tak zawodowcy tłumaczyli się z zabijania ludzi.
~*~
Ale mi głupio.. możecie mnie teraz lać po głowie za taką długą nieobecność.
Sama siebie nie lubie już :/
Przepraszam was po stokroć. Może ten rozdział poprawi wam humor :)
p.s
W książce razem z zawodowcami był Peeta, ale jakoś nie chciałam go wplatać w tą historie.. na razie!
// Zażenowana Kate.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 9

Od ponad godziny wędrowałam dokoła areny, szukając sojuszników. Połyskujące blond włosy Glimmer zauważyłabym z odległości stu metrów. Westchnęłam i usiadłam pod wielkim dębem. Wyjęłam z plecaka jeden z noży i zaczęłam nim skrobać ziemię. Sucha warstwa gleby sypała się niczym piasek. Zero śladu wody czy wilgoci. Oparłam się o korę drzewa i spojrzałam w górę. Słońce powoli zachodziło przybierając pomarańczową barwę. Chciałabym je ujrzeć drugi raz. Czas pokaże czy dane mi jest ujrzeć piękno następnego dnia...
Siedziałam tak pod drzewem dwie godziny odpoczywając i oswajając się z myślą, że jestem na arenie i w każdej chwili mogę zginąć. Wiele ryzykowałam siedząc na ziemi. Wiedziałam, że zbliża się noc więc nie chciałam już szukać Logana i pozostałych sojuszników. Wdrapałam się na drzewo, które okazało się być o wiele wygodniejsze niż myślałam. Ułożyłam się niezdarnie na rozłożystej gałęzi, skrywając się w cieniu korony drzewa. Położyłam ręke na brzuchu. Byłam potwornie głodna i spragniona, ale w plecaku miałam tylko dwa jabłka. Z piciem było gorzej. Nie miałam nic. Westchnęłam i spojrzałam rozpaczliwie na czerwony owoc wielkości pięści. Przełknęłam ślinę. A co jeśli jabłka są zatrute? Ze wstrętem cofnęłam ręke i pogodziłam się z myślą, że do rana nic nie zjem. Modliłam się, aby Logan tu przyszedł i zabrał mnie. Najlepiej do dystryktu czwartego. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Zwycięzca będzie tylko jeden i szczerze życzyłam mu wygranej.
***
Zmierzchało, a ja kuliłam się z zimna. Dygotałam i szczękałam zębami próbując mocniej podwinąć kolana do klatki piersiowej. Otoczyłam się ramionami i spojrzałam na rozgwieżdżone niebo. Kiedyś mama uczyła mnie różnych konstelacji. Bez trudu odszukałam duży i mały wóz oraz łabędzia. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że jeszcze coś pamiętam. Możliwe, że teraz mama na mnie patrzy i wierzy w moją wygraną.
Nagle powietrze przeszyły dwa wystrzały armatnie. Poderwałam sie raptownie w górę, mrużąc oczy. Nadstawiłam uszu i usłyszałam krzyki jakiejś kobiety. Była zrozpaczona i coś czułam, że w tej chwili stała się w pewnym sensie ofiarą zawodowców. Czekałam w napięciu na wystrzał, ale się go nie doczekałam. Widocznie trybutce udało się uciec...
Ponownie oparłam się już nieco spokojna o drzewo. Moich uszu dobiegł hymn Panem, a na niebie rozbłysnął napis ,, POLEGLI ". Zacisnęłam palce i otworzyłam szerzej oczy, aby nie umknął mi żaden zmarły trybut. W końcu pokazało się pierwsze zdjęcie. Nie byłam zdziwiona, gdy ujrzałam trybutkę z trójki. Czyli zawodowcy z jedynki i dwójki tradycyjnie przeżyli. Ciekawe czy Logan ucieszy się, gdy nie zobaczy mojego zdjęcia. W głębi serca przeczuwałam, że on żyje. Nie myliłam się! Następne zdjęcie przedstawiało trybuta z piątki. Odwróciłam wzrok, powtarzając sobie że to nie do końca moja wina. Działałam w obronie własnej. Spokojnie. Skup się! Z trudem otworzyłam zaciskane przed chwilą powieki. Zobaczyłam jeszcze zdjęcia obu trybutów z szóstki, chłopaka z ósemki, dziewczyne z dziewiątki i dwoje z dziesiątki. Na niebie pokazał się emblemat Kapitolu i na arenie zapanowała cisza. Osiłek i mała Rue z jedenastki przeżyli zarówno jak i Katniss oraz Peeta czyli dwaj zakochańce. Teraz wiedziałam, że obawiać się tylko muszę czarnoskorego i ,,dziewczyny, która igra z ogniem". Reszta raczej nie stanowi dla mnie zagrożenia. Zmęczona zamknęłam oczy i zasnęłam już całkowicie spokojna.
*

Rankiem obudziło mnie świergotanie ptaków i burczenie w brzuchu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się próbując nie hałasować. Nikogo w pobliżu nie było a plecak wciąż miałam przy sobie. Zeskoczyłam z drzewa i poczułam silny skurcz w żołądku. Czułam, że jak zaraz nic nie zjem to umre z głodu. Bezmyślnie wyjęłam jabłko i wgryzłam się w soczysty miąższ. Boże, jakie to było pyszne! Przełknęłam pierwszy kawałek i odczekałam minutę. Nie zauważyłam żadnej zmiany. Wrzasnęłam z radości, płosząc ptaki siedzące na gałęziach drzew. Natychmiast zakryłam usta ręką i zerwałam się z miejsca karcąc się w duchu za moją głupotę. Jakby Czarnoskóry z jedenastki był w pobliżu, podzieliłabym los trybuta z piątki. Po dziesięciu minutach nieustannego biegu zatrzymałam się uważnie nasłuchując. Cisza. Zaskakująca cisza.. Wyraźnie czułam na sobie czyjś wzrok. Okręcałam się, obracając w palcach noże. Za plecami usłyszałam szelest. To coś znikło za wielkim głazem. Zwierze czy trybut? Nie czekając ani chwili dłużej, schowałam się za drzewem ostrożnie zza niego wyglądając. Przed oczami mignął mi kosmyk rudych włosów i czerwono-czarna kurtka jednego z trybutów. Zmrużyłam oczy i czekałam na ponowne ujawnienie się trybuta. W końcu, po dwóch minutach zza drzewa wyłoniła się rudowłosa dziewczyna o lisiej twarzy. Ją jako jedyną zapamiętałam biorąc pod uwagę te słabsze dystrykty. Na trenigach wydawała się cicha, wystraszona, ale w pełni skupiona. Wiedziałam, że z pewnością jest najinteligentniejsza na całej arenie i stanowiła potencjalne zagrożenie. Miała szanse wygrać igrzyska, oczywiście nikogo nie zabijając. Przypomniałam sobie słowa Finnicka. ,,Udawaj twardą i nieobliczalną. Wtedy zdobędziesz sponsorów". Polecenie było jasne i zrozumiałe. Według niego powinnam teraz zerwać się z miejsca i ruszyć za trybutką. Tak też zrobiłam. Wyszczerzyłam się do dziewczyny i zaczęłam biec w jej stronę. Ta krzyknęła cicho i widząc pęk noży w mojej ręce, wystraszona, obróciła się i zaczęła biec co chiwila potykając się o własne nogi. Kiedy miałam ją na wyciągnięcie ręki, ujrzałam biały numerek na ramieniu dziewczyny. Pochodziła z dystryktu piątego. Rozszerzyłam oczy i wciągnęłam gwałtownie powietrze. Poczułam jak robi mi się słabo. Chłopak, którego zabiłam pochodził z jej dystryktu. Nogi powoli zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, a świat zaczął się rozmazywać. Przed oczami miałam powykręcane i zakrwawione ciało trybuta, którego zabiłam. Poczułam jak upadam na ziemię i zaczynam się turlać po niej staczać w dół. Nagle chłód ogarnął moje ciało, a twarz wykrzywiła się z bólu. Wpadłam do jeziora. Z trudem wygramoliłam się z wody i oceniłam straty. Zostałam tylko z plecakiem i jednym nożem. Miałam ochotę się położyć i nigdy nie obudzić. Wystawiłam twarz na słońcę czując jak ciepłe promienie muskają moją twarz. Uklękłam na trawie i przymknęłam powieki. Pozwoliłam sobię odpłynąć w świat marzeń. Nawet nie poczułam jak czyjeś silne ramiona obejmują mnie i zagarniają do siebie.
~*~
Dobra.. wybaczcie za ten denny rozdział...
Jest beznadziejny, wiem xD
Chciałabym tylko zaznaczyć, że w następnym rozdziale będzie o wiele ciekawiej, pojawi się w końcu reszta trybutów, niektórzy zginą itp XD
I jednak postanowiłam, że nie naruszę książki Collins i Kate niestety zginie zgodnie z książką ;c
Następny rozdział pojawi się za około 3 - 4 dni c:
Przepraszam, że nie dodawałam tak długo ale poprostu nie miałam weny i jak wynika z tego rozdziału, nadal jej nie mam :((
Pozdrawiam :D //Kate.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 8

- Kate! Wstawaj! Już czas. - ktoś poszturchiwał mnie w ramię.
- Czas na co? - spytałam powoli wstając z łóżka i potężnie ziewając. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą Finnicka.
- Co ty robisz w moim pokoju? - wrzasnęłam, zakrywając się kołdrą. Miałam na sobie tylko skąpą piżamę. Mentor uśmiechnął się lubieżnie i mrugnął.
- Ubierz się. Za godzinę musisz stąd wyjechać.
- Dokąd? - zdziwiłam się, a potem przypomniałam sobie, dlaczego tu jestem. Za godzinę trafię na arenę. Natychmiast spanikowałam.
- Ej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że wygrasz! - Finnick przytulił mnie, a ja momentalnie się uspokoiłam. Wzięłam głeboki oddech i poszłam do jadalni. Logan już siedział przy stole i zajadał krem z dyni. Wydawał się radosny.
- Hej - przywitałam się, biorąc do ręki widelec i nabijając na niego kurczaka.
- Byli tu przed chwilą Glimmer i Cato. Chcieli omówić naszą taktykę. - Logan spojrzał na mnie z niepewnością.
- No i co ustaliliście?
- Na samym początku zabierzemy parę potrzbnych rzeczy z rogu obfitości, później uciekniemy do lasu i dalej się zobaczy - wzruszył ramionami.
- Dlaczego ty jesteś taki spokojny? - w końcu to z siebie wyrzuciłam.
- Bo wiem, że gdy będe umierać, patrząc na ciebie, powróce myślami do naszego dystryktu. Będe szczęśliwszy. Śmierć wyda się mniej bloesna. Mając przy sobie ciebie.. - nie dokończył, bo zatkałam mu usta pocałunkiem. Być może naszym ostatnim.
***
- Pamiętaj. Bądź twarda, uważnie obserwuj każdy ruch przeciwnika i atakuj kiedy uznasz to za stosowne. Wygrasz to! - Finnick chwycił moją twarz w dłonie. - wygrasz!
- Jesteście tacy młodzi! - Annie wybuchła płaczem obejmując mnie i Logana
- Trybuci do poduszkowców. - rozległ się głos organizatorów. Spojrzałam na Logana cała zdenerwowana i chwyciłam go za ręke. Chłopak tylko ją uścisnął i weszliśmy do ogromnego poduszkowca. Zerknęliśmy ostatni raz na Kapitol z utęsknieniem. Wolałam już zostać w stolicy niż iść na pewną śmierć. Opadłam na metalowy fotel i zapięłam pasy. Po chwili podeszła do nas kobieta z jakimś wielkim przedmiotem.
- Co to jest? - usłyszałam głos Katniss, dziewczyny z dwunastego dystryktu.
- Twój lokalizator - odpowiedziała kobieta i wstrzyknęła w jej ręke chip. Kiedy podeszła do mnie, niechętnie wyciągnęłam do niej dłoń. Zamknęłam oczy, czując ból w okolicach nadgarstka. Logan posłał mi krzepiący uśmiech, a ja rozejrzałam się po poduszkowcu. Było nas dwanaście osób, w tym Cato i Clove - nasi sojusznicy. Oni jako jedyni nie pasowali do ponurego nastroju panującego w środku poduszkowca. Śmiali się, rozmawiali i szydzili z innych trybutów. Pozostali spuścili głowy i w milczeniu czekali na lądowanie poduszkowca.
- Chodź Kate, musisz się przebrać. - zawołała do mnie moja stylistka, kiedy rozpinałam pasy. Przewróciłam oczami i zeszłam po kładce na ląd, a raczej do jakiegoś białego pomieszczenia podzielonego na dwadzieścia cztery komory. Weszłam do jednej z nich i przebrałam się w czarno-czerwony strój, który podała mi stylistka, z białym numerkiem ,,4" na ramieniu.
- minuta do wejścia do cylindra - usłszałam dźwięczny głos jednej z organizatorek. Przełknęłam głośno ślinę.
- Spokojnie Kate, masz silny sojusz, dasz radę, wygrasz to! - mówiłam sama do siebie.
- Trzydzieści sekund do wejścia.
- Dasz radę. Twoi mentorzy postarają się o sponsorów dla ciebie. Spokojnie. - Octavia strzepnęła mi z ramienia niewidzialny pyłek i ostatni raz przytuliła.
- Dziesięć sekund.
- Jeszcze się zobaczymy - stylistka posłała mi ciepły uśmiech, a ja wkroczyłam do cylindra, który natychmiast się zamknął. Dotknęłam palcami chłodnej szyby i uświadomiłam sobię, że jadę powoli w górę. Przymróżyłam oczy, wydostając się na świeże powietrze. Ciepłe promienie słońca zalały mi twarz, w chwili gdy całkowicie znalazłam się na arenie. Zewsząd otaczał mnie zwyczajny las. Z jego wnętrza dało się słyszeć ciche szemranie wody i świergoczące ptaki. Wsłuchałam się w ich melodię, która nieco mnie uspokoiła. Spojrzałam w prawo. Jakieś trzy metry ode mnie stał trybut z szóstki, wyraźnie szykujący się do startu. Natychmiast zwróciłam się w stronę srebrnego i wielkiego rogu obfitości. Co roku wyglądał tak samo, więc nie byłam zdziwiona jego konstrukcją. Wszędzie walały się bronie, placaki i żywność. Zauważyłam z oddali parę noży i leżąca koło niego maczete. Idealnie.
Nagle przede mną pojawił się zegar ukazując kolejno cyfry:
Dwadzieścia.
Dziewiętnaście.
Osiemnaście.
Cholera. Odliczanie czasu do startu. Natychmiast rozejrzałam się za Loganem i trybutami z dwójki oraz jedynki. Stali po przeciwnej stronie szykując się do startu.
Dziesięć.
Dziewięć.
Osiem.
Poprawiłam włosy i wystawiłam jedną nogę w przód, przy tym kucając.
Siedem.
Sześć.
Pięć.
Cztery.
Dam radę. Jesem silna. Umiem walczyć.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
START!
Jak torpeda wystrzeliłam z podestu i pierwsza dobiegłam do rogu obfitości. Chwyciłam kilka noży, plecak oraz włócznie. Rozejrzałam się w pośpiechu ściskając palcami rękojeść znalezionej przed chwilą maczety. Wszyscy trybuci dobiegli do rogu. Zerwałam się biegem, podtrzymując mój łup jedną ręką a drugą wymachując nożami. Nagle ktoś mnie przewrócił. Wywaliłam się i plecami uderzyłam o twardą ziemię.  Trybut z piątki zaczął okładać mnie pięściami, a ja machinalnie wbiłam mu nóż w brzuch. Chłopak wydał z siebie cichy jęk i opadł bezwładny na ziemię.
CO JA ZROBIŁAM?
Złapałam się za głowę klękając koło chłopaka i nieświadomie sprawdzając czy żyje.
Świat zaczął mi się powoli rozmazywać, a oczy zaszły łzami.
Zabiłam człowieka. Zabiłam człowieka. Przez myśl przechodzą mi tylko te słowa. Powracam do rzeczywistości kiedy widzę trybuta z jedenastki biegnącego prosto na mnie. Natychmiast, nie oglądając się za siebie, pobiegłam do lasu i ukryłam się w krzakach. Ciemnoskóry chłopak minął mnie i pognał w głąb areny. Wyrównałam oddech i wyjrzałam zza krzaków. Przy rogu obfitości nikogo nie było. Na ziemi leżały martwe, czerwone od krwi ciała. Powykręcane i zmaltretowane. Jedno z nich było moim dziełem. Rozmasowałam skronie starając się nie myśleć nad tym co przed chwilą zrobiłam. Działałam w obronie własnej, ale i tak czułam się winna. Zamknęłam oczy starając się rozmyślać nad tym gdzie są moi sojusznicy. Czy Logan żyje?
Wstałam cała obolała z ziemi i postanowiłam przejrzeć ekwipunek. Dwa jabłka, cztery noże, maczeta, włócznia, sprężyny, kawałek drutu i plastikowy kubeczek. Westchnęłam cicho. Z dwoma jabłkami nie przeżyje, a sama nie umiem polować...
Moje przemyślenia przerwały przeszywające powietrze wystrzały armatnie obwieszczające śmierć trybutów. Naliczyłam się jedenastu. Nie licząc mnie zostało jeszcze dziesięciu do zabicia.
~*~
Ósmy rozdział za nami :33 dziękujee baaardzo za kometarze pod osatnim rozdziałem ;3 mam nadzieje że będzie ich tyle samo a może nawet więcej pod tym postem :) następny w tym tygodniu :* /Kate.

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 7

- Kochanie! nie ruszaj się! - Vivian poprawiała mi obrzydliwa, niebieską sukienkę. Była bez wcięcia w talii, z długim rękawem, w prostym kroju. Niczym się nie wyróżniała. Czułam się jak na wsi...
 - Jeszcze tylko fryzura! - krzyknęła do mnie stylistka, a kiedy odwróciła się, pokazałam jej język. Pewnie zaplecie mi dwa warkoczyki ze wstążeczkami!
- Ile jeszcze zostało nam czasu do wywiadu? - jęknęłam przeciągle.
- Godzina! Musimy się pospieszyć! - stylistka naniosła na moją suknie kilka poprawek, które szczerze mówiąc nic nie dały i zabrała się do układania włosów. Związała mi je w wysokiego kucyka i spryskała brokatem. Żenada.
- Mm ślicznie wyglądasz.. - usłyszałam głos za plecami i poczułam dłonie obejmujące mnie w talii. Logan.
- Żartujesz? Czuje się w tym okropnie! - zmięłam w rękach kawałek materiału.
 - Nie jest źle! W zeszłym roku, na trybutów nałożyli sieć i wodorosty. Nie marudź, mogło być gorzej. – spojrzałam na niego. Szczerzył się do mnie niemiłosiernie. Był ubrany w niebieski garnitur i spodnie. Nic ciekawego i nadzwyczajnego.
- Jesteś śliczna i koniec. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju.
 - Wyjście na scenę za dziesięć minut! - Finnick wychylił swoją głowę zza rogu i jak zwykle uśmiechnął się do mnie zniewalająco. O nie. Tym razem mu nie ulegnę.
 - Gotowa?
-  Nie wiem co powiedzieć.. - odparłam poirytowana.
 - Słowa same popłyną z twoich ust! - stwierdził Finnick.
- Tobie to łatwo mówić. Na wywiadach w kółko recytujesz wiersze do swojej domniemanej dziewczyny - spojrzałam na niego wymownie, a ten chwycił mnie za nadgarstki.
- Wiedz, że kocham tylko Annie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. - spojrzał na rudowłosą kobietę siedzącą na schodach.
- Przecież wiem? - zirytowałam się.
- Wchodzisz na scenę za sześć minut. Połamania nóg. - zmienił ton na weselszy, ale jego oczy wyrażały wściekłość. Był zły, ponieważ każdy go napastował pytaniami o dziewczynę, a prezydent Snow kazał mu sprzedawać swoje ciało kobietom za ogromne pieniądze. On jednak nadal trzymał się przy Annie, cichej i spokojnej lecz zwariowanej kobiecie. Nie wyróżniała się niczym, ale dla Finnicka właśnie to było najważniejsze i dlatego ją kochał. Zerknęłam teraz na schody, gdzie moi mentorzy rozmawiali ze sobą splatając palce. Byli razem szczęśliwi.
- Nie płacz! Za trzy minuty wychodzisz na scenę! – Vivian osuszyła mi oczy chusteczką, a ja dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego płaczę. Nigdy nie będę mieć dzieci, nie będę miała męża ani gromadki maluchów biegających po łące usianej barwnymi kwiatami. To wszystko dlatego, że Kapitol chce rozrywki. Nikt nie wie co to jest za ból, żyć ze świadomością, że niedługo czeka nas śmierć i to w dodatku bolesna. Otarłam ostatnią łzę spływającą mi po policzku i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wszystko okey – szepnęłam do opiekunki. Nie chciałam jej się teraz użalać nad moim problemem. Nie wiedziała jak to jest.
- A teraz przed państwem niesamowita i olśniewająca Kate Vallery z dystryktu czwartego! – usłyszałam głos dochodzący ze sceny. Czas się pokazać. Muszę być twarda i nie okazywać smutku ani bólu. Weszłam pewnym krokiem na scenę i spojrzałam przed siebie. Setki widzów siedziało na widowni szczerząc się do mnie lub oglądając coś w książeczkach o poszczególnych trybutach. Zaniemówiłam i przełknęłam głośno ślinę.
- Witaj! Jak tam samopoczucie!? – dopiero teraz zwróciłam uwagę na Ceasara Flickermana, głównego prowadzącego show. Miał na sobie jak zwykle czarny garnitur, ale jego włosy były wściekle niebieskie jak kolor mojej ohydnej sukienki.
- Nieźle! Nie mogę się doczekać igrzysk! – wypaliłam bezsensownie. Ceasar zaprowadził mnie na fotel i usadowił się obok mnie.
- Myślisz, że wygrasz? – pytał dalej.
- To jest pewne! – zaśmiałam się. – Nikt nie jest taki dobry jak ja!
Publiczność wybuchła śmiechem.
- Czy ona nie jest świetna? – prowadzący zaczął się wydzierać na całą salę. – Ale powiedz. Gdybyś wróciła po swojej wygranej do dystryktu, to kto by cię powitał? Masz swego ukochanego?
Z widowni dobiegł mnie cichy pomruk. Przewróciłam oczami.
- Na nikim mi nie zależy. Jedynie na wygranej.
- Ostra, przebiegła i rządna krwi! Kate Vallery! – Ceasar uniósł moją rękę w górę, a publiczność zaczęła skandować moje imię. Było mi w pewnym sensie przyjemnie, ale gdzieś wewnątrz buzowałam z wściekłości. Wszyscy się cieszą z tego, że niedługo na arenie zginie dwudziestu trzech trybutów. Ukłoniłam się i pobiegłam prosto do swojego apartamentu unikając przechodzących obok mnie trybutów. Clove z aprobatą kiwała głową, a Glimmer uśmiechała się do mnie promiennie. Cato wyburczał jakieś gratulacje, a Marvel patrzył na mnie ze szczerym zachwytem. Posłałam im buziaki i wkroczyłam do windy wciskając numer jeden. Gdy weszłam do pokoju,  usiadłam przy oknie i się zamyśliłam. Przymykając oczy pomyślałam o moim dystrykcie. Tęskniłam za letnimi i słonymi wodami morza, za łąką na której w młodości zrywałam piękne, czerwone maki, za wiecznie zielonym i szumiącym lasem… Dałabym wszystko, żeby być tam -  na polanie i podziwiać widoki ciesząc się moim szczęściem. Gdyby nie było igrzysk moje marzenia spełniłyby się tak jak i wielu innych ludzi. Wiem, że w chwili mojej śmierci, powrócę ostatnimi myślami do czwórki. Wtedy śmierć wyda mi się mniej bolesna kiedy będę myślała o czymś, co jest dla mnie ważne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Logana. Bez słowa podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Jutro igrzyska – wyszeptał, a moje oczy rozszerzyły się z przerażenia.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 6

Oczy rozszerzyły mi się do wielkości spodków. Co ten pocałunek ma oznaczać? Miłość? Przyjaźń czy może pocieszenie? Nie wiedziałam jak mam go zinterpretować..
- Przepraszam.. nie powinienem był tego robić, ale chociaż raz musiałem. – Logan spojrzał na mnie z pewnym  pożądaniem, ale i ze smutkiem. Spuścił głowę i wstał z łóżka zwracając się w kierunku drzwi.
- Poczekaj! – krzyknęłam za nim. Chłopak odwrócił głowę.
- Obiecałeś, że zostaniesz ze mną na noc. Nie pozwól mi teraz cierpieć – skuliłam się, a on bez słowa podszedł do mnie i chwycił w ramiona. Ułożył mnie wygodnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam położył się obok mnie, a ja ułożyłam głowę na jego ramieniu. Ten mnie przytulił, a ja momentalnie zasnęłam.
*
Gdy się obudziłam Logan nadal leżał obok mnie. Potrząsnęłam nim, ale widać było, że śpi twardo jak kamień. Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć i wyszłam z pokoju.
-  No nareszcie! Czas na ostateczny trening! – krzyknął radośnie Finnick. Dlaczego on jest taki zadowolony?
- O rany.. naprawdę muszę? Mam potworne zakwasy. – jęknęłam przeciągle.
- Chcesz przeżyć i wygrać?
- Tak.
- No to rusz się i do roboty! – chwycił mnie za ręke i zaprowadził prosto do Sali treningowej.
- Posłuchaj. – zaczął – dzisiaj odbędzie się pokaz indywidualny. Masz pokazać swoją najlepszą umiejętność rozumiesz? Będą cię obserwować sponsorzy i jeżeli im się spodobasz to podczas pobytu na arenie będą ci wysyłać przedmioty potrzebne do przeżycia.
- Rozumiem – przytaknęłam i podeszłam do stanowiska rzutów nożami. Parenaście razy trafiłam do celu różnymi rodzajami sztyletów.
- Dobrze ci idzie. – mruknął ktoś za moimi plecami. Przewróciłam oczami. Clove.
- Szukacie jeszcze sojuszników? – spojrzałam na nią pytająco.
- Chętna?
- Jasne. – odparłam. – Jesteśmy stworzeni do tego, aby zabijać.
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Wcale nie byłam do tego stworzona. Dziewczyna z dwójki popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.
- Dokładnie. Wyrżniemy wszystkich w pień na tej arenie! – zawołała na cały głos, tak że trybuci z innych dystryktów popatrzyli na nas z przerażeniem. Clove poklepała mnie po ramieniu i odeszła puszczając do mnie oko. Posłałam jej wymuszony uśmiech i poćwiczyłam kolejno : strzelanie z łuku, rzut oszczepem, walkę wręcz i chodzenie po drzewach. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi ręce na moich biodrach.
- Wygrasz to. – szepnął mi Logan na ucho, a ja się momentalnie rozpłynęłam pod wpływem jego głosu.
- My wygramy – poprawiłam go i wyszłam z Sali treningowej, która stała się teraz opustoszała. Wszyscy trybuci stanęli przed wejściem.
,,Marvel Hesher’’ – z głośników popłynął melodyjny głos jednej z organizatorek.
- Pokaż im z kim zadarli! – zawołała Glimmer, a chłopak z jej dystryktu poszedł na ocenę indywidualną. Gdy w końcu wszyscy trybuci z jedynki, dwójki i trójki oraz Logan mieli to za sobą, usłyszałam swoje imię i nazwisko. Niepewnie podeszłam do drzwi, które rozsunęły się i wpuściły mnie na salę. Na balkonie siedział Seneca Crane – główny organizator igrzysk oraz sponsorzy. Posłałam im pełen radości uśmiech i się przedstawiłam. Wzięłam do ręki noże i rzuciłam nimi w kukłę trafiając celnie w każdy wyznaczony punkt. Potem kilka razy strzeliłam z łuku, porzucałam oszczepem i zmęczona usłyszałam podziękowania za pokaz. Natychmiast wybiegłam z Sali cała zestresowana. A co jeżeli dostane mało punktów? Wtedy trybuci z jedynki i dwójki uznają mnie za słabeusza i zerwą sojusz zabijając mnie przy pierwszej lepszej okazji na arenie. Westchnęłam ciężko i weszłam do windy wciskając przycisk 4. Dotarłam do apartamentu zdyszana.
- Jak ci poszło? Mi chyba nienajgorzej – oświadczył Logan.
- Za pięć minut ogłoszenie wyników! – krzyknął Finnick, a my zebraliśmy się wokół telewizora. Chwilę potem na ekranie pojawił się Ceasar Flickermann trzymając w rękach kartkę z wynikami.
- Marvel Hesher, punktów dziesięć – zaczął recytować. - Glimmer Blake, punktów dziewięć. Clove Allison, punktów dziesięć. Cato Price, punktów dziesięć. Oboje trybutów z trójki, punktów sześć.
- O matko teraz my! – krzyknął podekscytowany Logan.
- Logan Mason, punktów dziewięć, Kate Vallery, punktów dziewięć – O RANY! AŻ DZIEWIĘĆ PUNKTÓW! Logan chwycił moją twarz w dłonie.
- Wygramy to! Masz to jak w banku! – wrzasnął, a ja zrozumiałam co się zaraz stanie. Natychmiast odsunęłam się, unikając pocałunku. Finnick i Annie gdzieś wybiegli, zapewne do mentorów z dwójki – ich przyjacieli, a ja zostałam sam na sam z Loganem.
- Jesteśmy niesamowici! – westchnął chłopak opadając na kanapę i pociągając mnie za sobą. Pisnęłam i przewróciłam się na niego. Logan przytrzymał mnie i odgarnął włosy z twarzy. Momentalnie zatopiłam się w jego błękitnych oczach.
- No i co teraz? – szepnęłam.
- Nie mam pojęcia. Ty tego nie chcesz. – odparł chłopak.
- I tak niedługo zginę więc co za różnica – przwróciłam oczami, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
~*~
Chciałam tylko powiedzieć, że jesteście niesamowici! Jestem pełna podziwu, że chcecie to komentować i czytać! Naprawdę! Piszę to tylko dla was :* Świat jest piękny <3 ( oczywiście nie ten, jaki jest opisany w Igrzyskach Śmierci! :O ) :D /Kate.

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 5

Następnego ranka obudziłam się pełna energii. Zjadłam w pośpiechu śniadanie i pognałam z Loganem na trening.
- Gdzie ty się tak spieszysz? - jęknął chłopak ciągnięty przeze mnie za ręke.
- Nie marudź! Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam się z kimś przymierzyć! - odparłam wkraczając na wielką salę treningową. Byli tu tylko trybuci z jedynki i siódemki. Zauważyłam jak blondyna zaczyna strzelać z łuku celnie trafiając w tarcze. Chłopak z jej dystryktu, chyba miał na imię Marvel, rzucał oszczepem. Para z siódemki uczyła się rozróżniać trujące wody i jedzenie od tych nadających się do spożycia. Skierowałam się w ich stronę, na razie nie chciałam rozmawiać z trybutami z jedynki.
- Można się przyłączyć? - spytałam popychając Logana. Kiwnęli głowami nic nie mówiąc. W skupieniu zaczęliśmy słuchać naszego ,,trenera". Dziewczyna z siódemki za wszelką cenę próbowała odwrócić wzrok, a chłopak z jej dystryktu poprostu zupełnie nas ignorował. Logan posłał mi pełne zażenowania spojrzenie. Już było wiadomo, że sojuszu z siódemką nie będzie. Wstałam od stanowiska i zobaczyłam, że sala powoli zaczęła napełniać się trybutami. Właściwie dzień w sali treningowej minął mi na szukaniu odpowiednich sojuszników. Pary z piątki i szóstki byli za bardzo zdystansowani, z dziewiątką i trójką zamieniłam kilka zdań, ale wyczuwałam w nich pewną niechęć co do mnie. Została mi jeszcze jedynka, dwójka, jedenastka, dwunastka i dziesiątka. Podeszłam do wielkiego czarnoskórego chłopaka i się z nim przywitałam.
- Hej, z kąd jesteś?
- Dystrykt jedenasty. - odpowiedział dobitnie.
- Widziałam jak świetnie radzisz sobię z kosą. Kim jest dziewczyna z twojego dystryktu? - wciąż pytałam.
- Rue, dwunastolatka, ale przykro mi. Nie szukamy sojuszu. - to mówiąc odszedł wraz z moją nadzieją.
- Nie martw się. Jak nie znajdziemy sojuszu to sami sobie świetnie poradzimy - Logan rozmasował mi kark, a ja poczułam dreszcze pod wpływem jego dotyku. Odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnął się. W jego oczach zatańczyły iskierki. Jaki on jest piękny... ZARAZ CO? Co ja wygaduje? Natychmiast odeszłam od niego odtrącając od siebie myśl o nas razem.
- Stój! - jakaś ręka spoczęła mi na ramieniu. Z pewnością to nie był Logan. Odwróciłam się.
- No i jak? Podjęłaś decyzje? - Glimmer i Clove stały przedemną. Jedna była uśmiechnięta, a druga sztyletowała mnie spojrzeniem, ale wydawało się one nieco łagodniejsze od tego jakie posłała mi wczoraj.
- Decyzje? - zmarszczyłam brwi.
- No.. O sojuszu. Z nami. - blondyna popatrzyła na mnie znacząco.
- Ach, jutro dam wam odpowiedź. - cholera. Wcale nie chciałam mieć z nimi sojuszu. Została mi tylko dwunastka, bo na dziesiątke to raczej nia ma co liczyć. Są słabi. Podeszłam do chłopaka z dwunastki.
- Peeta - przedstawił się. Całkiem przystojny blondyn z niebieskimi oczami.
- Kate. Co tam tworzysz? - spytałam patrząc jak maluje sobie farbami po ręce.
- Kamuflarz - odparł. - wiem o co ci chodzi. Szukasz sojuszu, co jest dziwne bo zawodowcom się takie rzeczy nie zdarzają.
- Nie jesteśmy zawodowcami - machnęłam ręką.
- Chciałbym z wami sojusz.. Ale już z kimś go zawiązałem. - powiedział przepraszająco.
- To nic. Do zobaczenia na arenie. - sama nie wiem dlaczego wypowiedziałam te słowa ze złością. Może dlatego, że moje łowy okazały się bezowocne. Podeszłam do stanowiska z bronią i wzięłam łuk do ręki. Napięłam cięciwe ze strzałą i wypuściłam ją w kierunku kukły. Trafiłam. Ale w ściane za nią. Z zażenowaniem odłożyłam łuk i uciekłam z sali, udając się do swojego pokoju.
- Co jest? - Finnick i Annie siedzieli na schodach, trzymając się za ręce.
- Nic. Wiesz co? Masz rację. Sprzymierze się z jedynką i dwójką. - odwróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na sofie i włączyłam telewizor. Pokazywali powtórki ze wszystkich dotychczasowych igrzysk. Ludzie z zimną krwią zabijali się, z okrucieństwem. Widziałam jak jeden goni drugiego i go dopada po czym wypruwa wnętrzności i.. Mam już dosyć. Pierwsza łza spływa mi po policzku. Moim marzeniem było mieć idealnego męża, dwójke dzieci i spokój do końca życia. Los przwidział dla mnie śmierć. Zginę na arenie, myśląc o tym dlaczego świat jest taki okrutny. Nie miałam żadnych szans na wygranie. Moi bliscy to wiedzieli i zresztą wszyscy dokoła. Jaki właściwie jest sens życia. Niektórzy rodzą się tylko po to by za chwile umrzeć.. Wyłączyłam telewizor i poszłam spać. Koło godziny szesnastej poczułam silne ramiona otaczające mnie i dające mi poczucie bezpieczeństwa. Przewróciłam się na bok widząc twarz Logana. Dlaczego tu przyszedł?
- Hej - szepnął.
- Hej - odpowiedziałam.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. - przytulił mnie.
- Bolesna śmierć nie jest dobra. - odparłam ściskając w rękach poduszkę.
- Jestem pewny, że wygrasz. Już ja tego dopilnuje.
- Nie wygram.. Ja..
- Wygrasz - zatknął mi usta ręką. Nie chciałam się z nim kłócić. - Postarasz się? Dla mnie? Dla swoich bliskich?
- Tak. - skłamałam.
- Śpij. Jutro czeka nas ważny dzień. Organizatorzy będą oceniać trybutów indywidualnie.
- Co zamierzasz pokazać?
- Nie wiem, a ty?
 - Też nie wiem - odpowiedziałam.
-  Więc śpij - rozkazał.
- Ale zostaniesz ze mną? - spytałam wręcz błagalnie.
- Zawsze - powiedział z rezerwą w głosie. Już miałam zamknąć oczy kiedy nagle poczułam jego wargi na swoich.
~*~
Haha! Słodko! A myśleliście pewnie, że to będzie związek z Finnickiem! Tzn. Nie powierdzam, że Kate zwiąże się z Loganem! Może nawet go odepchnie ;3 no cóż, jak chcecie więcej to proszę o jak zawsze ciepłe i miłe komentarze :)  //Kate.

środa, 12 marca 2014

Rozdział 4

- Zjedz coś - zachęcała mnie Vivian podczas kolacji. Spojrzałam niechętnie na smażoną rybę z dodatkiem cytryny. Wszędzie ryby, zero prawdziwego mięsa. Odepchnęłam od siebie talerz i dziękując za posiłek udałam się do swojego pokoju. Ogółem apartament, który zajmowaliśmy nie różnił się niczym od innych. Wszystko było urządzone w luksusowym stylu i niczego tutaj nie brakowało. Gdy podeszłam do drzwi swojego pokoju, pisnęłam z przerażenia widząc ubraną na czerwono istotę.
- Kim jesteś? - spytałam, bo dostrzegłam, że to człowiek. Nie odpowiedział więc ponowiłam pytanie.
- Kochanie! On ci nie odpowie! - Vivian podeszła do mnie odganiając rękami owego osobnika.
- Dlaczego?
- Bo to awoksa! - Opiekunka wypowiedziała to tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Czyli?
- Niemi słudzy.
- Jak to niemi?
- No nie mogą mówić. Jeżeli ktoś działa przeciwko Kapitolowi to ucinają mu język. - wzruszyła ramionami Vivian.
- Przestań ją straszyć Viv. - Finnick podszedł do mnie obejmując ramieniem Annie. A więc to prawda, że byli razem.
- To ohydne - wzdrygnęłam się i weszłam do swojego ogromnego pokoju.
- Za godzine widzimy się pod salą treningową! - krzynął Finnick zanim zamknęłam za sobą drzwi. Natychmiast poszłam wziąć prysznic rozmyślając nad losem awoksy, igrzyskach i... Finnicku? Dalczego o nim myśle? Co z tego, że jest niesamowicie przystojny? Skarciłam się w myślach i dokończyłam kąpiel. Ubrałam lekki, elastyczny strój do ćwiczeń i wybiegłam z apartamentu. Dotarłam pod drzwi sali treningowej i pchnęłam je z ogromną siłą. Moim oczom ukazało się wielkie pomieszczenie składające się z wielu stanowisk. W sali byli chyba wszyscy trybuci. W końcu po minucie czekania jedna z organizatorek igrzysk o imieniu Atala zaczęła nam wyjaśniać zasady panujące na treningach. Najważniejszą było to, aby się nie pozabijać. Na to będzie czas na arenie. Niezbyt pocieszające.. Kiedy Atala skończyła przemawiać podeszłam do stanowiska rzutów nożami. Chwyciłam najmniejszy z nich, a trybuci z jedynki odrazu na mnie spojrzeli. Pewnie chcieli ocenić moje siły. Zamachnęłam się obracając w dłoni cienki nożyk i głęboko odetchnęłam. Czas wszystkim pokazać, że nie jestem ich posiłkiem. Rzuciłam. Patrzyłam jak nóż szybuje w powietrzu i wbija się w sam środek kukły. Idealnie. Odwróciłam się w kierunku blondwłosej, która patrzyła na mnie z narastającą ciekawością. Szepnęła coś do chłopaka ze swojego dystryktu i odeszła do stanowiska rzutów włócznią. Dziwne.. No cóż, wzruszyłam ramionami i postanowiłam dalej trenować rzuty nożem. Za siódmym razem kiedy uniosłam rękę w górę ktoś wyrwał mi nóż. Spojrzałam w tył i ujrzałam przed sobą drobną, ale umięśnioną szatynke, a obok niej chłopaka, wysokiego osiłka z blond włosami.
- Nieźle rzucasz. Skąd jesteś? - spytała dziewczyna patrząc na mnie wyzywającym wzrokiem.
- Dystrykt czwarty. A wy?
- Dwójka. Jestem Clove - podała mi ręke i spojrzała na blondyna stojącego obok niej. - Cato.
- Widziałam was w telewizji. Sami się zgłosiliście - przypomniałam sobię tegoroczne dożynki.
- A ty zemdlałaś - stwierdziła Clove patrząc na mnie jak na jedzenie.
- Jakiś problem? - nagle obok mnie pojawił się Logan. Spojrzał wściekle na parę z dwójki.
- Żaden. - odparł Cato i razem z Clove oddalili się do stanowiska nauki rozpalania ogniska.
- Dzięki - szepnęłam przytulając przyjaciela. - Ta dziewczyna dosłownie pożerała mnie wzrokiem.
- Spokojnie! Obiecuje ci, że ona zginie jako pierwsza na arenie - Logan spojrzał na mnie pocieszająco i ruszyliśmy do kolejnego stanowiska aby nauczyć się wspinaczki. Stanęłam jako trzecia w kolejce. Przedemną stała jakaś rudowłosa dziewczyna i niebieskooki szatyn. Ci dwoje z fascynacją patrzyli na wyczyny małej dziewczynki, która właśnie zaczęła się wspinać. Była niska, drobna, ale zwinna jak mało kto. Byłam pewna, że ma około 12 lat.
- To Rue - odpowiedział Logan, poprzedzając moje pytanie. - Jedenasty dystrykt.
Nagle coś do mnie dotarło. Przecież ta dziewczynka nie ma szansy przeżyć! Dlaczego nikt się za nią nie zgłosił?
- No proszę, proszę! Dystrykt czwarty tak? Jestem Glimmer! - odezwał się ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam tę samą słodziaśną blondynę rozsyłającą buziaki do całego Kapitolu. No a teraz rozsyłała je do Logana.
- Mam nadzieje, że się zaprzyjaźnimy! Widziałam jak rzucasz nożem! Prawie tak dobrze jak Clove. Ja strzelam z łuku, Marvel rzuca oszczepem a Cato włada mieczem. Dobrany byłby z nas sojusz - dopiero teraz dotarło do mnie, że zwróciła się w moim kierunku. Logan stał z szeroko otwartymi ustami.
- Przemyślimy tą propozycje - odparłam wyniośle. Doskonale wiedziałam, że Clove mnie nie cierpi, a z panią ,, Błyskotką " nigdy się nie dogadam. Odeszłam od niej ciągnąc za sobą Logana.
- Błagam cię! Zastanów się! Będziemy mieli większe szansę na przeżycie! - prosił mnie chłopak. Fakt, miał racje, ale to zawodowcy a my do nich nie należymy.
Jeszcze parę razy rzuciłam oszczepem i poszłam prosto na kolację.
- Jak zdobyć sponsorów? - sytałam Finnicka, który był najwyraźniej bardzo zajęty karmieniem Annie, truskawkami w czekoladzie.
- Musisz ich czymś zaskoczyć. Pokazać własną niezależność. Być silną, twardną i porażającą! - odpowiedział Finnick - Za dwa dni jest pokaz indywidualny gdzie macie za zadanie pokazać swoje najlepsze umiejętności. Wtedy jest najlepszy czas na zdobycie sponsorów.
- A co myślisz o sojuszu? - spytałam.
- Zależy z kim. Proponowałbym z jedynką i dwójką, ale jak wolisz. - westchnął i wstał od stołu razem z Annie. Bez słowa poszli do wspólnego pokoju i zamknęli się na klucz. Uniosłam brwi i zajęłam się jedzeniem w samotności. Rozwarzałam sojusz z dystryktem jedenastym i dwunastym chociaż wogóle nie poznałam ich trybutów. Jutro czeka mnie ciężki dzień.
~•~
Hej :3 czwarty rozdział za nami :) pod ostatnim postem były tylko 2 komentarze i oczywiście licze na więcej ( zarówno pozytywnych jak i negatywnych :) ) Ogółem zależy mi na waszej opinii i zastanawiam się czy dalej to ciągnąć (opowiadanie) No cóż, pozdrawiam i życzę miłego dnia :) /Kate.

Obserwatorzy