- Kate! Wstawaj! Już czas. - ktoś poszturchiwał mnie w ramię.
- Czas na co? - spytałam powoli wstając z łóżka i potężnie ziewając. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą Finnicka.
- Co ty robisz w moim pokoju? - wrzasnęłam, zakrywając się kołdrą. Miałam na sobie tylko skąpą piżamę. Mentor uśmiechnął się lubieżnie i mrugnął.
- Ubierz się. Za godzinę musisz stąd wyjechać.
- Dokąd? - zdziwiłam się, a potem przypomniałam sobie, dlaczego tu jestem. Za godzinę trafię na arenę. Natychmiast spanikowałam.
- Ej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że wygrasz! - Finnick przytulił mnie, a ja momentalnie się uspokoiłam. Wzięłam głeboki oddech i poszłam do jadalni. Logan już siedział przy stole i zajadał krem z dyni. Wydawał się radosny.
- Hej - przywitałam się, biorąc do ręki widelec i nabijając na niego kurczaka.
- Byli tu przed chwilą Glimmer i Cato. Chcieli omówić naszą taktykę. - Logan spojrzał na mnie z niepewnością.
- No i co ustaliliście?
- Na samym początku zabierzemy parę potrzbnych rzeczy z rogu obfitości, później uciekniemy do lasu i dalej się zobaczy - wzruszył ramionami.
- Dlaczego ty jesteś taki spokojny? - w końcu to z siebie wyrzuciłam.
- Bo wiem, że gdy będe umierać, patrząc na ciebie, powróce myślami do naszego dystryktu. Będe szczęśliwszy. Śmierć wyda się mniej bloesna. Mając przy sobie ciebie.. - nie dokończył, bo zatkałam mu usta pocałunkiem. Być może naszym ostatnim.
***
- Pamiętaj. Bądź twarda, uważnie obserwuj każdy ruch przeciwnika i atakuj kiedy uznasz to za stosowne. Wygrasz to! - Finnick chwycił moją twarz w dłonie. - wygrasz!
- Jesteście tacy młodzi! - Annie wybuchła płaczem obejmując mnie i Logana
- Trybuci do poduszkowców. - rozległ się głos organizatorów. Spojrzałam na Logana cała zdenerwowana i chwyciłam go za ręke. Chłopak tylko ją uścisnął i weszliśmy do ogromnego poduszkowca. Zerknęliśmy ostatni raz na Kapitol z utęsknieniem. Wolałam już zostać w stolicy niż iść na pewną śmierć. Opadłam na metalowy fotel i zapięłam pasy. Po chwili podeszła do nas kobieta z jakimś wielkim przedmiotem.
- Co to jest? - usłyszałam głos Katniss, dziewczyny z dwunastego dystryktu.
- Twój lokalizator - odpowiedziała kobieta i wstrzyknęła w jej ręke chip. Kiedy podeszła do mnie, niechętnie wyciągnęłam do niej dłoń. Zamknęłam oczy, czując ból w okolicach nadgarstka. Logan posłał mi krzepiący uśmiech, a ja rozejrzałam się po poduszkowcu. Było nas dwanaście osób, w tym Cato i Clove - nasi sojusznicy. Oni jako jedyni nie pasowali do ponurego nastroju panującego w środku poduszkowca. Śmiali się, rozmawiali i szydzili z innych trybutów. Pozostali spuścili głowy i w milczeniu czekali na lądowanie poduszkowca.
- Chodź Kate, musisz się przebrać. - zawołała do mnie moja stylistka, kiedy rozpinałam pasy. Przewróciłam oczami i zeszłam po kładce na ląd, a raczej do jakiegoś białego pomieszczenia podzielonego na dwadzieścia cztery komory. Weszłam do jednej z nich i przebrałam się w czarno-czerwony strój, który podała mi stylistka, z białym numerkiem ,,4" na ramieniu.
- minuta do wejścia do cylindra - usłszałam dźwięczny głos jednej z organizatorek. Przełknęłam głośno ślinę.
- Spokojnie Kate, masz silny sojusz, dasz radę, wygrasz to! - mówiłam sama do siebie.
- Trzydzieści sekund do wejścia.
- Dasz radę. Twoi mentorzy postarają się o sponsorów dla ciebie. Spokojnie. - Octavia strzepnęła mi z ramienia niewidzialny pyłek i ostatni raz przytuliła.
- Dziesięć sekund.
- Jeszcze się zobaczymy - stylistka posłała mi ciepły uśmiech, a ja wkroczyłam do cylindra, który natychmiast się zamknął. Dotknęłam palcami chłodnej szyby i uświadomiłam sobię, że jadę powoli w górę. Przymróżyłam oczy, wydostając się na świeże powietrze. Ciepłe promienie słońca zalały mi twarz, w chwili gdy całkowicie znalazłam się na arenie. Zewsząd otaczał mnie zwyczajny las. Z jego wnętrza dało się słyszeć ciche szemranie wody i świergoczące ptaki. Wsłuchałam się w ich melodię, która nieco mnie uspokoiła. Spojrzałam w prawo. Jakieś trzy metry ode mnie stał trybut z szóstki, wyraźnie szykujący się do startu. Natychmiast zwróciłam się w stronę srebrnego i wielkiego rogu obfitości. Co roku wyglądał tak samo, więc nie byłam zdziwiona jego konstrukcją. Wszędzie walały się bronie, placaki i żywność. Zauważyłam z oddali parę noży i leżąca koło niego maczete. Idealnie.
Nagle przede mną pojawił się zegar ukazując kolejno cyfry:
Dwadzieścia.
Dziewiętnaście.
Osiemnaście.
Cholera. Odliczanie czasu do startu. Natychmiast rozejrzałam się za Loganem i trybutami z dwójki oraz jedynki. Stali po przeciwnej stronie szykując się do startu.
Dziesięć.
Dziewięć.
Osiem.
Poprawiłam włosy i wystawiłam jedną nogę w przód, przy tym kucając.
Siedem.
Sześć.
Pięć.
Cztery.
Dam radę. Jesem silna. Umiem walczyć.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
START!
Jak torpeda wystrzeliłam z podestu i pierwsza dobiegłam do rogu obfitości. Chwyciłam kilka noży, plecak oraz włócznie. Rozejrzałam się w pośpiechu ściskając palcami rękojeść znalezionej przed chwilą maczety. Wszyscy trybuci dobiegli do rogu. Zerwałam się biegem, podtrzymując mój łup jedną ręką a drugą wymachując nożami. Nagle ktoś mnie przewrócił. Wywaliłam się i plecami uderzyłam o twardą ziemię. Trybut z piątki zaczął okładać mnie pięściami, a ja machinalnie wbiłam mu nóż w brzuch. Chłopak wydał z siebie cichy jęk i opadł bezwładny na ziemię.
CO JA ZROBIŁAM?
Złapałam się za głowę klękając koło chłopaka i nieświadomie sprawdzając czy żyje.
Świat zaczął mi się powoli rozmazywać, a oczy zaszły łzami.
Zabiłam człowieka. Zabiłam człowieka. Przez myśl przechodzą mi tylko te słowa. Powracam do rzeczywistości kiedy widzę trybuta z jedenastki biegnącego prosto na mnie. Natychmiast, nie oglądając się za siebie, pobiegłam do lasu i ukryłam się w krzakach. Ciemnoskóry chłopak minął mnie i pognał w głąb areny. Wyrównałam oddech i wyjrzałam zza krzaków. Przy rogu obfitości nikogo nie było. Na ziemi leżały martwe, czerwone od krwi ciała. Powykręcane i zmaltretowane. Jedno z nich było moim dziełem. Rozmasowałam skronie starając się nie myśleć nad tym co przed chwilą zrobiłam. Działałam w obronie własnej, ale i tak czułam się winna. Zamknęłam oczy starając się rozmyślać nad tym gdzie są moi sojusznicy. Czy Logan żyje?
Wstałam cała obolała z ziemi i postanowiłam przejrzeć ekwipunek. Dwa jabłka, cztery noże, maczeta, włócznia, sprężyny, kawałek drutu i plastikowy kubeczek. Westchnęłam cicho. Z dwoma jabłkami nie przeżyje, a sama nie umiem polować...
Moje przemyślenia przerwały przeszywające powietrze wystrzały armatnie obwieszczające śmierć trybutów. Naliczyłam się jedenastu. Nie licząc mnie zostało jeszcze dziesięciu do zabicia.
~*~
Ósmy rozdział za nami :33 dziękujee baaardzo za kometarze pod osatnim rozdziałem ;3 mam nadzieje że będzie ich tyle samo a może nawet więcej pod tym postem :) następny w tym tygodniu :* /Kate.
niedziela, 30 marca 2014
piątek, 21 marca 2014
Rozdział 7
- Kochanie! nie ruszaj się! - Vivian poprawiała mi obrzydliwa, niebieską sukienkę. Była bez wcięcia w talii, z długim rękawem, w prostym kroju. Niczym się nie wyróżniała. Czułam się jak na wsi...
- Jeszcze tylko fryzura! - krzyknęła do mnie stylistka, a kiedy odwróciła się, pokazałam jej język. Pewnie zaplecie mi dwa warkoczyki ze wstążeczka mi!
- Ile jeszcze zostało nam czasu do wywiadu? - jęknęłam przeciągle .
- Godzina! Musimy się pospieszyć ! - stylistka naniosła na moją suknie kilka
poprawek, które szczerze mówiąc nic nie dały i zabrała się do układania włosów.
Związała mi je w wysokiego kucyka i spryskała brokatem. Żenada.
- Mm ślicznie wyglądasz. . - usłyszałam głos za plecami i poczułam dłonie
obejmujące mnie w talii. Logan.
- Żartujesz? Czuje się w tym okropnie! - zmięłam w rękach kawałek materiału.
- Nie jest źle! W zeszłym roku, na trybutów nałożyli sieć i wodorosty. Nie marudź, mogło być gorzej. – spojrzałam na niego. Szczerzył się do mnie niemiłosie rnie. Był ubrany w niebieski garnitur i spodnie.
Nic ciekawego i nadzwyczaj nego.
- Jesteś śliczna i koniec. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju.
- Wyjście na scenę za dziesięć minut! - Finnick wychylił swoją głowę zza rogu i jak zwykle uśmiechnął się do mnie zniewalają co. O nie. Tym
razem mu nie ulegnę.
- Gotowa?
- Nie wiem co powiedzieć .. - odparłam
poirytowan a.
- Słowa same popłyną z twoich ust! - stwierdził Finnick.
- Tobie to łatwo mówić. Na wywiadach w kółko recytujesz wiersze do swojej domniemane j dziewczyny - spojrzałam na niego wymownie, a ten
chwycił mnie za nadgarstki .
- Wiedz, że kocham tylko Annie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. - spojrzał na rudowłosą kobietę siedzącą na schodach.
- Przecież wiem? - zirytowała m się.
- Wchodzisz na scenę za sześć minut. Połamania nóg. - zmienił ton na weselszy, ale jego oczy wyrażały wściekłość. Był zły, ponieważ każdy go napastował pytaniami o dziewczynę, a prezydent Snow kazał mu sprzedawać swoje ciało kobietom za ogromne pieniądze. On jednak nadal trzymał się przy Annie, cichej i spokojnej lecz zwariowanej kobiecie. Nie wyróżniała się niczym, ale dla Finnicka właśnie to było najważniejsze i dlatego ją kochał. Zerknęłam teraz na schody, gdzie moi mentorzy rozmawiali ze sobą splatając palce. Byli razem szczęśliwi.
- Nie płacz! Za trzy minuty wychodzisz na scenę! – Vivian osuszyła mi oczy chusteczką, a ja dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego płaczę. Nigdy nie będę mieć dzieci, nie będę miała męża ani gromadki maluchów biegających po łące usianej barwnymi kwiatami. To wszystko dlatego, że Kapitol chce rozrywki. Nikt nie wie co to jest za ból, żyć ze świadomością, że niedługo czeka nas śmierć i to w dodatku bolesna. Otarłam ostatnią łzę spływającą mi po policzku i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wszystko okey – szepnęłam do opiekunki. Nie chciałam jej się teraz użalać nad moim problemem. Nie wiedziała jak to jest.
- A teraz przed państwem niesamowita i olśniewająca Kate Vallery z dystryktu czwartego! – usłyszałam głos dochodzący ze sceny. Czas się pokazać. Muszę być twarda i nie okazywać smutku ani bólu. Weszłam pewnym krokiem na scenę i spojrzałam przed siebie. Setki widzów siedziało na widowni szczerząc się do mnie lub oglądając coś w książeczkach o poszczególnych trybutach. Zaniemówiłam i przełknęłam głośno ślinę.
- Witaj! Jak tam samopoczucie!? – dopiero teraz zwróciłam uwagę na Ceasara Flickermana, głównego prowadzącego show. Miał na sobie jak zwykle czarny garnitur, ale jego włosy były wściekle niebieskie jak kolor mojej ohydnej sukienki.
- Nieźle! Nie mogę się doczekać igrzysk! – wypaliłam bezsensownie. Ceasar zaprowadził mnie na fotel i usadowił się obok mnie.
- Myślisz, że wygrasz? – pytał dalej.
- To jest pewne! – zaśmiałam się. – Nikt nie jest taki dobry jak ja!
Publiczność wybuchła śmiechem.
- Czy ona nie jest świetna? – prowadzący zaczął się wydzierać na całą salę. – Ale powiedz. Gdybyś wróciła po swojej wygranej do dystryktu, to kto by cię powitał? Masz swego ukochanego?
Z widowni dobiegł mnie cichy pomruk. Przewróciłam oczami.
- Na nikim mi nie zależy. Jedynie na wygranej.
- Ostra, przebiegła i rządna krwi! Kate Vallery! – Ceasar uniósł moją rękę w górę, a publiczność zaczęła skandować moje imię. Było mi w pewnym sensie przyjemnie, ale gdzieś wewnątrz buzowałam z wściekłości. Wszyscy się cieszą z tego, że niedługo na arenie zginie dwudziestu trzech trybutów. Ukłoniłam się i pobiegłam prosto do swojego apartamentu unikając przechodzących obok mnie trybutów. Clove z aprobatą kiwała głową, a Glimmer uśmiechała się do mnie promiennie. Cato wyburczał jakieś gratulacje, a Marvel patrzył na mnie ze szczerym zachwytem. Posłałam im buziaki i wkroczyłam do windy wciskając numer jeden. Gdy weszłam do pokoju, usiadłam przy oknie i się zamyśliłam. Przymykając oczy pomyślałam o moim dystrykcie. Tęskniłam za letnimi i słonymi wodami morza, za łąką na której w młodości zrywałam piękne, czerwone maki, za wiecznie zielonym i szumiącym lasem… Dałabym wszystko, żeby być tam - na polanie i podziwiać widoki ciesząc się moim szczęściem. Gdyby nie było igrzysk moje marzenia spełniłyby się tak jak i wielu innych ludzi. Wiem, że w chwili mojej śmierci, powrócę ostatnimi myślami do czwórki. Wtedy śmierć wyda mi się mniej bolesna kiedy będę myślała o czymś, co jest dla mnie ważne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Logana. Bez słowa podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Jutro igrzyska – wyszeptał, a moje oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Jeszcze tylko fryzura! - krzyknęła do mnie stylistka, a kiedy odwróciła się, pokazałam jej język. Pewnie zaplecie mi dwa warkoczyki ze wstążeczka
- Ile jeszcze zostało nam czasu do wywiadu? - jęknęłam przeciągle
- Godzina! Musimy się pospieszyć
- Mm ślicznie wyglądasz.
- Żartujesz? Czuje się w tym okropnie! - zmięłam w rękach kawałek materiału.
- Nie jest źle! W zeszłym roku, na trybutów nałożyli sieć i wodorosty. Nie marudź, mogło być gorzej. – spojrzałam na niego. Szczerzył się do mnie niemiłosie
- Jesteś śliczna i koniec. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju.
- Wyjście na scenę za dziesięć minut! - Finnick wychylił swoją głowę zza rogu i jak zwykle uśmiechnął się do mnie zniewalają
- Gotowa?
- Nie wiem co powiedzieć
- Słowa same popłyną z twoich ust! - stwierdził Finnick.
- Tobie to łatwo mówić. Na wywiadach w kółko recytujesz wiersze do swojej domniemane
- Wiedz, że kocham tylko Annie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. - spojrzał na rudowłosą kobietę siedzącą na schodach.
- Przecież wiem? - zirytowała
- Wchodzisz na scenę za sześć minut. Połamania nóg. - zmienił ton na weselszy, ale jego oczy wyrażały wściekłość. Był zły, ponieważ każdy go napastował pytaniami o dziewczynę, a prezydent Snow kazał mu sprzedawać swoje ciało kobietom za ogromne pieniądze. On jednak nadal trzymał się przy Annie, cichej i spokojnej lecz zwariowanej kobiecie. Nie wyróżniała się niczym, ale dla Finnicka właśnie to było najważniejsze i dlatego ją kochał. Zerknęłam teraz na schody, gdzie moi mentorzy rozmawiali ze sobą splatając palce. Byli razem szczęśliwi.
- Nie płacz! Za trzy minuty wychodzisz na scenę! – Vivian osuszyła mi oczy chusteczką, a ja dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego płaczę. Nigdy nie będę mieć dzieci, nie będę miała męża ani gromadki maluchów biegających po łące usianej barwnymi kwiatami. To wszystko dlatego, że Kapitol chce rozrywki. Nikt nie wie co to jest za ból, żyć ze świadomością, że niedługo czeka nas śmierć i to w dodatku bolesna. Otarłam ostatnią łzę spływającą mi po policzku i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wszystko okey – szepnęłam do opiekunki. Nie chciałam jej się teraz użalać nad moim problemem. Nie wiedziała jak to jest.
- A teraz przed państwem niesamowita i olśniewająca Kate Vallery z dystryktu czwartego! – usłyszałam głos dochodzący ze sceny. Czas się pokazać. Muszę być twarda i nie okazywać smutku ani bólu. Weszłam pewnym krokiem na scenę i spojrzałam przed siebie. Setki widzów siedziało na widowni szczerząc się do mnie lub oglądając coś w książeczkach o poszczególnych trybutach. Zaniemówiłam i przełknęłam głośno ślinę.
- Witaj! Jak tam samopoczucie!? – dopiero teraz zwróciłam uwagę na Ceasara Flickermana, głównego prowadzącego show. Miał na sobie jak zwykle czarny garnitur, ale jego włosy były wściekle niebieskie jak kolor mojej ohydnej sukienki.
- Nieźle! Nie mogę się doczekać igrzysk! – wypaliłam bezsensownie. Ceasar zaprowadził mnie na fotel i usadowił się obok mnie.
- Myślisz, że wygrasz? – pytał dalej.
- To jest pewne! – zaśmiałam się. – Nikt nie jest taki dobry jak ja!
Publiczność wybuchła śmiechem.
- Czy ona nie jest świetna? – prowadzący zaczął się wydzierać na całą salę. – Ale powiedz. Gdybyś wróciła po swojej wygranej do dystryktu, to kto by cię powitał? Masz swego ukochanego?
Z widowni dobiegł mnie cichy pomruk. Przewróciłam oczami.
- Na nikim mi nie zależy. Jedynie na wygranej.
- Ostra, przebiegła i rządna krwi! Kate Vallery! – Ceasar uniósł moją rękę w górę, a publiczność zaczęła skandować moje imię. Było mi w pewnym sensie przyjemnie, ale gdzieś wewnątrz buzowałam z wściekłości. Wszyscy się cieszą z tego, że niedługo na arenie zginie dwudziestu trzech trybutów. Ukłoniłam się i pobiegłam prosto do swojego apartamentu unikając przechodzących obok mnie trybutów. Clove z aprobatą kiwała głową, a Glimmer uśmiechała się do mnie promiennie. Cato wyburczał jakieś gratulacje, a Marvel patrzył na mnie ze szczerym zachwytem. Posłałam im buziaki i wkroczyłam do windy wciskając numer jeden. Gdy weszłam do pokoju, usiadłam przy oknie i się zamyśliłam. Przymykając oczy pomyślałam o moim dystrykcie. Tęskniłam za letnimi i słonymi wodami morza, za łąką na której w młodości zrywałam piękne, czerwone maki, za wiecznie zielonym i szumiącym lasem… Dałabym wszystko, żeby być tam - na polanie i podziwiać widoki ciesząc się moim szczęściem. Gdyby nie było igrzysk moje marzenia spełniłyby się tak jak i wielu innych ludzi. Wiem, że w chwili mojej śmierci, powrócę ostatnimi myślami do czwórki. Wtedy śmierć wyda mi się mniej bolesna kiedy będę myślała o czymś, co jest dla mnie ważne. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Logana. Bez słowa podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Jutro igrzyska – wyszeptał, a moje oczy rozszerzyły się z przerażenia.
niedziela, 16 marca 2014
Rozdział 6
Oczy rozszerzyły mi się do wielkości spodków. Co ten
pocałunek ma oznaczać? Miłość? Przyjaźń czy może pocieszenie? Nie wiedziałam
jak mam go zinterpretować..
- Przepraszam.. nie powinienem był tego robić, ale chociaż raz musiałem. – Logan spojrzał na mnie z pewnym pożądaniem, ale i ze smutkiem. Spuścił głowę i wstał z łóżka zwracając się w kierunku drzwi.
- Poczekaj! – krzyknęłam za nim. Chłopak odwrócił głowę.
- Obiecałeś, że zostaniesz ze mną na noc. Nie pozwól mi teraz cierpieć – skuliłam się, a on bez słowa podszedł do mnie i chwycił w ramiona. Ułożył mnie wygodnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam położył się obok mnie, a ja ułożyłam głowę na jego ramieniu. Ten mnie przytulił, a ja momentalnie zasnęłam.
*
Gdy się obudziłam Logan nadal leżał obok mnie. Potrząsnęłam nim, ale widać było, że śpi twardo jak kamień. Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć i wyszłam z pokoju.
- No nareszcie! Czas na ostateczny trening! – krzyknął radośnie Finnick. Dlaczego on jest taki zadowolony?
- O rany.. naprawdę muszę? Mam potworne zakwasy. – jęknęłam przeciągle.
- Chcesz przeżyć i wygrać?
- Tak.
- No to rusz się i do roboty! – chwycił mnie za ręke i zaprowadził prosto do Sali treningowej.
- Posłuchaj. – zaczął – dzisiaj odbędzie się pokaz indywidualny. Masz pokazać swoją najlepszą umiejętność rozumiesz? Będą cię obserwować sponsorzy i jeżeli im się spodobasz to podczas pobytu na arenie będą ci wysyłać przedmioty potrzebne do przeżycia.
- Rozumiem – przytaknęłam i podeszłam do stanowiska rzutów nożami. Parenaście razy trafiłam do celu różnymi rodzajami sztyletów.
- Dobrze ci idzie. – mruknął ktoś za moimi plecami. Przewróciłam oczami. Clove.
- Szukacie jeszcze sojuszników? – spojrzałam na nią pytająco.
- Chętna?
- Jasne. – odparłam. – Jesteśmy stworzeni do tego, aby zabijać.
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Wcale nie byłam do tego stworzona. Dziewczyna z dwójki popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.
- Dokładnie. Wyrżniemy wszystkich w pień na tej arenie! – zawołała na cały głos, tak że trybuci z innych dystryktów popatrzyli na nas z przerażeniem. Clove poklepała mnie po ramieniu i odeszła puszczając do mnie oko. Posłałam jej wymuszony uśmiech i poćwiczyłam kolejno : strzelanie z łuku, rzut oszczepem, walkę wręcz i chodzenie po drzewach. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi ręce na moich biodrach.
- Wygrasz to. – szepnął mi Logan na ucho, a ja się momentalnie rozpłynęłam pod wpływem jego głosu.
- My wygramy – poprawiłam go i wyszłam z Sali treningowej, która stała się teraz opustoszała. Wszyscy trybuci stanęli przed wejściem.
,,Marvel Hesher’’ – z głośników popłynął melodyjny głos jednej z organizatorek.
- Pokaż im z kim zadarli! – zawołała Glimmer, a chłopak z jej dystryktu poszedł na ocenę indywidualną. Gdy w końcu wszyscy trybuci z jedynki, dwójki i trójki oraz Logan mieli to za sobą, usłyszałam swoje imię i nazwisko. Niepewnie podeszłam do drzwi, które rozsunęły się i wpuściły mnie na salę. Na balkonie siedział Seneca Crane – główny organizator igrzysk oraz sponsorzy. Posłałam im pełen radości uśmiech i się przedstawiłam. Wzięłam do ręki noże i rzuciłam nimi w kukłę trafiając celnie w każdy wyznaczony punkt. Potem kilka razy strzeliłam z łuku, porzucałam oszczepem i zmęczona usłyszałam podziękowania za pokaz. Natychmiast wybiegłam z Sali cała zestresowana. A co jeżeli dostane mało punktów? Wtedy trybuci z jedynki i dwójki uznają mnie za słabeusza i zerwą sojusz zabijając mnie przy pierwszej lepszej okazji na arenie. Westchnęłam ciężko i weszłam do windy wciskając przycisk 4. Dotarłam do apartamentu zdyszana.
- Jak ci poszło? Mi chyba nienajgorzej – oświadczył Logan.
- Za pięć minut ogłoszenie wyników! – krzyknął Finnick, a my zebraliśmy się wokół telewizora. Chwilę potem na ekranie pojawił się Ceasar Flickermann trzymając w rękach kartkę z wynikami.
- Marvel Hesher, punktów dziesięć – zaczął recytować. - Glimmer Blake, punktów dziewięć. Clove Allison, punktów dziesięć. Cato Price, punktów dziesięć. Oboje trybutów z trójki, punktów sześć.
- O matko teraz my! – krzyknął podekscytowany Logan.
- Logan Mason, punktów dziewięć, Kate Vallery, punktów dziewięć – O RANY! AŻ DZIEWIĘĆ PUNKTÓW! Logan chwycił moją twarz w dłonie.
- Wygramy to! Masz to jak w banku! – wrzasnął, a ja zrozumiałam co się zaraz stanie. Natychmiast odsunęłam się, unikając pocałunku. Finnick i Annie gdzieś wybiegli, zapewne do mentorów z dwójki – ich przyjacieli, a ja zostałam sam na sam z Loganem.
- Jesteśmy niesamowici! – westchnął chłopak opadając na kanapę i pociągając mnie za sobą. Pisnęłam i przewróciłam się na niego. Logan przytrzymał mnie i odgarnął włosy z twarzy. Momentalnie zatopiłam się w jego błękitnych oczach.
- No i co teraz? – szepnęłam.
- Nie mam pojęcia. Ty tego nie chcesz. – odparł chłopak.
- I tak niedługo zginę więc co za różnica – przwróciłam oczami, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
~*~
Chciałam tylko powiedzieć, że jesteście niesamowici! Jestem pełna podziwu, że chcecie to komentować i czytać! Naprawdę! Piszę to tylko dla was :* Świat jest piękny <3 ( oczywiście nie ten, jaki jest opisany w Igrzyskach Śmierci! :O ) :D /Kate.
- Przepraszam.. nie powinienem był tego robić, ale chociaż raz musiałem. – Logan spojrzał na mnie z pewnym pożądaniem, ale i ze smutkiem. Spuścił głowę i wstał z łóżka zwracając się w kierunku drzwi.
- Poczekaj! – krzyknęłam za nim. Chłopak odwrócił głowę.
- Obiecałeś, że zostaniesz ze mną na noc. Nie pozwól mi teraz cierpieć – skuliłam się, a on bez słowa podszedł do mnie i chwycił w ramiona. Ułożył mnie wygodnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam położył się obok mnie, a ja ułożyłam głowę na jego ramieniu. Ten mnie przytulił, a ja momentalnie zasnęłam.
*
Gdy się obudziłam Logan nadal leżał obok mnie. Potrząsnęłam nim, ale widać było, że śpi twardo jak kamień. Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć i wyszłam z pokoju.
- No nareszcie! Czas na ostateczny trening! – krzyknął radośnie Finnick. Dlaczego on jest taki zadowolony?
- O rany.. naprawdę muszę? Mam potworne zakwasy. – jęknęłam przeciągle.
- Chcesz przeżyć i wygrać?
- Tak.
- No to rusz się i do roboty! – chwycił mnie za ręke i zaprowadził prosto do Sali treningowej.
- Posłuchaj. – zaczął – dzisiaj odbędzie się pokaz indywidualny. Masz pokazać swoją najlepszą umiejętność rozumiesz? Będą cię obserwować sponsorzy i jeżeli im się spodobasz to podczas pobytu na arenie będą ci wysyłać przedmioty potrzebne do przeżycia.
- Rozumiem – przytaknęłam i podeszłam do stanowiska rzutów nożami. Parenaście razy trafiłam do celu różnymi rodzajami sztyletów.
- Dobrze ci idzie. – mruknął ktoś za moimi plecami. Przewróciłam oczami. Clove.
- Szukacie jeszcze sojuszników? – spojrzałam na nią pytająco.
- Chętna?
- Jasne. – odparłam. – Jesteśmy stworzeni do tego, aby zabijać.
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Wcale nie byłam do tego stworzona. Dziewczyna z dwójki popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.
- Dokładnie. Wyrżniemy wszystkich w pień na tej arenie! – zawołała na cały głos, tak że trybuci z innych dystryktów popatrzyli na nas z przerażeniem. Clove poklepała mnie po ramieniu i odeszła puszczając do mnie oko. Posłałam jej wymuszony uśmiech i poćwiczyłam kolejno : strzelanie z łuku, rzut oszczepem, walkę wręcz i chodzenie po drzewach. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi ręce na moich biodrach.
- Wygrasz to. – szepnął mi Logan na ucho, a ja się momentalnie rozpłynęłam pod wpływem jego głosu.
- My wygramy – poprawiłam go i wyszłam z Sali treningowej, która stała się teraz opustoszała. Wszyscy trybuci stanęli przed wejściem.
,,Marvel Hesher’’ – z głośników popłynął melodyjny głos jednej z organizatorek.
- Pokaż im z kim zadarli! – zawołała Glimmer, a chłopak z jej dystryktu poszedł na ocenę indywidualną. Gdy w końcu wszyscy trybuci z jedynki, dwójki i trójki oraz Logan mieli to za sobą, usłyszałam swoje imię i nazwisko. Niepewnie podeszłam do drzwi, które rozsunęły się i wpuściły mnie na salę. Na balkonie siedział Seneca Crane – główny organizator igrzysk oraz sponsorzy. Posłałam im pełen radości uśmiech i się przedstawiłam. Wzięłam do ręki noże i rzuciłam nimi w kukłę trafiając celnie w każdy wyznaczony punkt. Potem kilka razy strzeliłam z łuku, porzucałam oszczepem i zmęczona usłyszałam podziękowania za pokaz. Natychmiast wybiegłam z Sali cała zestresowana. A co jeżeli dostane mało punktów? Wtedy trybuci z jedynki i dwójki uznają mnie za słabeusza i zerwą sojusz zabijając mnie przy pierwszej lepszej okazji na arenie. Westchnęłam ciężko i weszłam do windy wciskając przycisk 4. Dotarłam do apartamentu zdyszana.
- Jak ci poszło? Mi chyba nienajgorzej – oświadczył Logan.
- Za pięć minut ogłoszenie wyników! – krzyknął Finnick, a my zebraliśmy się wokół telewizora. Chwilę potem na ekranie pojawił się Ceasar Flickermann trzymając w rękach kartkę z wynikami.
- Marvel Hesher, punktów dziesięć – zaczął recytować. - Glimmer Blake, punktów dziewięć. Clove Allison, punktów dziesięć. Cato Price, punktów dziesięć. Oboje trybutów z trójki, punktów sześć.
- O matko teraz my! – krzyknął podekscytowany Logan.
- Logan Mason, punktów dziewięć, Kate Vallery, punktów dziewięć – O RANY! AŻ DZIEWIĘĆ PUNKTÓW! Logan chwycił moją twarz w dłonie.
- Wygramy to! Masz to jak w banku! – wrzasnął, a ja zrozumiałam co się zaraz stanie. Natychmiast odsunęłam się, unikając pocałunku. Finnick i Annie gdzieś wybiegli, zapewne do mentorów z dwójki – ich przyjacieli, a ja zostałam sam na sam z Loganem.
- Jesteśmy niesamowici! – westchnął chłopak opadając na kanapę i pociągając mnie za sobą. Pisnęłam i przewróciłam się na niego. Logan przytrzymał mnie i odgarnął włosy z twarzy. Momentalnie zatopiłam się w jego błękitnych oczach.
- No i co teraz? – szepnęłam.
- Nie mam pojęcia. Ty tego nie chcesz. – odparł chłopak.
- I tak niedługo zginę więc co za różnica – przwróciłam oczami, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
~*~
Chciałam tylko powiedzieć, że jesteście niesamowici! Jestem pełna podziwu, że chcecie to komentować i czytać! Naprawdę! Piszę to tylko dla was :* Świat jest piękny <3 ( oczywiście nie ten, jaki jest opisany w Igrzyskach Śmierci! :O ) :D /Kate.
sobota, 15 marca 2014
Rozdział 5
Następnego ranka obudziłam się pełna energii. Zjadłam w pośpiechu śniadanie i pognałam z Loganem na trening.
- Gdzie ty się tak spieszysz? - jęknął chłopak ciągnięty przeze mnie za ręke.
- Nie marudź! Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam się z kimś przymierzyć! - odparłam wkraczając na wielką salę treningową. Byli tu tylko trybuci z jedynki i siódemki. Zauważyłam jak blondyna zaczyna strzelać z łuku celnie trafiając w tarcze. Chłopak z jej dystryktu, chyba miał na imię Marvel, rzucał oszczepem. Para z siódemki uczyła się rozróżniać trujące wody i jedzenie od tych nadających się do spożycia. Skierowałam się w ich stronę, na razie nie chciałam rozmawiać z trybutami z jedynki.
- Można się przyłączyć? - spytałam popychając Logana. Kiwnęli głowami nic nie mówiąc. W skupieniu zaczęliśmy słuchać naszego ,,trenera". Dziewczyna z siódemki za wszelką cenę próbowała odwrócić wzrok, a chłopak z jej dystryktu poprostu zupełnie nas ignorował. Logan posłał mi pełne zażenowania spojrzenie. Już było wiadomo, że sojuszu z siódemką nie będzie. Wstałam od stanowiska i zobaczyłam, że sala powoli zaczęła napełniać się trybutami. Właściwie dzień w sali treningowej minął mi na szukaniu odpowiednich sojuszników. Pary z piątki i szóstki byli za bardzo zdystansowani, z dziewiątką i trójką zamieniłam kilka zdań, ale wyczuwałam w nich pewną niechęć co do mnie. Została mi jeszcze jedynka, dwójka, jedenastka, dwunastka i dziesiątka. Podeszłam do wielkiego czarnoskórego chłopaka i się z nim przywitałam.
- Hej, z kąd jesteś?
- Dystrykt jedenasty. - odpowiedział dobitnie.
- Widziałam jak świetnie radzisz sobię z kosą. Kim jest dziewczyna z twojego dystryktu? - wciąż pytałam.
- Rue, dwunastolatka, ale przykro mi. Nie szukamy sojuszu. - to mówiąc odszedł wraz z moją nadzieją.
- Nie martw się. Jak nie znajdziemy sojuszu to sami sobie świetnie poradzimy - Logan rozmasował mi kark, a ja poczułam dreszcze pod wpływem jego dotyku. Odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnął się. W jego oczach zatańczyły iskierki. Jaki on jest piękny... ZARAZ CO? Co ja wygaduje? Natychmiast odeszłam od niego odtrącając od siebie myśl o nas razem.
- Stój! - jakaś ręka spoczęła mi na ramieniu. Z pewnością to nie był Logan. Odwróciłam się.
- No i jak? Podjęłaś decyzje? - Glimmer i Clove stały przedemną. Jedna była uśmiechnięta, a druga sztyletowała mnie spojrzeniem, ale wydawało się one nieco łagodniejsze od tego jakie posłała mi wczoraj.
- Decyzje? - zmarszczyłam brwi.
- No.. O sojuszu. Z nami. - blondyna popatrzyła na mnie znacząco.
- Ach, jutro dam wam odpowiedź. - cholera. Wcale nie chciałam mieć z nimi sojuszu. Została mi tylko dwunastka, bo na dziesiątke to raczej nia ma co liczyć. Są słabi. Podeszłam do chłopaka z dwunastki.
- Peeta - przedstawił się. Całkiem przystojny blondyn z niebieskimi oczami.
- Kate. Co tam tworzysz? - spytałam patrząc jak maluje sobie farbami po ręce.
- Kamuflarz - odparł. - wiem o co ci chodzi. Szukasz sojuszu, co jest dziwne bo zawodowcom się takie rzeczy nie zdarzają.
- Nie jesteśmy zawodowcami - machnęłam ręką.
- Chciałbym z wami sojusz.. Ale już z kimś go zawiązałem. - powiedział przepraszająco.
- To nic. Do zobaczenia na arenie. - sama nie wiem dlaczego wypowiedziałam te słowa ze złością. Może dlatego, że moje łowy okazały się bezowocne. Podeszłam do stanowiska z bronią i wzięłam łuk do ręki. Napięłam cięciwe ze strzałą i wypuściłam ją w kierunku kukły. Trafiłam. Ale w ściane za nią. Z zażenowaniem odłożyłam łuk i uciekłam z sali, udając się do swojego pokoju.
- Co jest? - Finnick i Annie siedzieli na schodach, trzymając się za ręce.
- Nic. Wiesz co? Masz rację. Sprzymierze się z jedynką i dwójką. - odwróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na sofie i włączyłam telewizor. Pokazywali powtórki ze wszystkich dotychczasowych igrzysk. Ludzie z zimną krwią zabijali się, z okrucieństwem. Widziałam jak jeden goni drugiego i go dopada po czym wypruwa wnętrzności i.. Mam już dosyć. Pierwsza łza spływa mi po policzku. Moim marzeniem było mieć idealnego męża, dwójke dzieci i spokój do końca życia. Los przwidział dla mnie śmierć. Zginę na arenie, myśląc o tym dlaczego świat jest taki okrutny. Nie miałam żadnych szans na wygranie. Moi bliscy to wiedzieli i zresztą wszyscy dokoła. Jaki właściwie jest sens życia. Niektórzy rodzą się tylko po to by za chwile umrzeć.. Wyłączyłam telewizor i poszłam spać. Koło godziny szesnastej poczułam silne ramiona otaczające mnie i dające mi poczucie bezpieczeństwa. Przewróciłam się na bok widząc twarz Logana. Dlaczego tu przyszedł?
- Hej - szepnął.
- Hej - odpowiedziałam.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. - przytulił mnie.
- Bolesna śmierć nie jest dobra. - odparłam ściskając w rękach poduszkę.
- Jestem pewny, że wygrasz. Już ja tego dopilnuje.
- Nie wygram.. Ja..
- Wygrasz - zatknął mi usta ręką. Nie chciałam się z nim kłócić. - Postarasz się? Dla mnie? Dla swoich bliskich?
- Tak. - skłamałam.
- Śpij. Jutro czeka nas ważny dzień. Organizatorzy będą oceniać trybutów indywidualnie.
- Co zamierzasz pokazać?
- Nie wiem, a ty?
- Też nie wiem - odpowiedziałam.
- Więc śpij - rozkazał.
- Ale zostaniesz ze mną? - spytałam wręcz błagalnie.
- Zawsze - powiedział z rezerwą w głosie. Już miałam zamknąć oczy kiedy nagle poczułam jego wargi na swoich.
~*~
Haha! Słodko! A myśleliście pewnie, że to będzie związek z Finnickiem! Tzn. Nie powierdzam, że Kate zwiąże się z Loganem! Może nawet go odepchnie ;3 no cóż, jak chcecie więcej to proszę o jak zawsze ciepłe i miłe komentarze :) //Kate.
- Gdzie ty się tak spieszysz? - jęknął chłopak ciągnięty przeze mnie za ręke.
- Nie marudź! Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam się z kimś przymierzyć! - odparłam wkraczając na wielką salę treningową. Byli tu tylko trybuci z jedynki i siódemki. Zauważyłam jak blondyna zaczyna strzelać z łuku celnie trafiając w tarcze. Chłopak z jej dystryktu, chyba miał na imię Marvel, rzucał oszczepem. Para z siódemki uczyła się rozróżniać trujące wody i jedzenie od tych nadających się do spożycia. Skierowałam się w ich stronę, na razie nie chciałam rozmawiać z trybutami z jedynki.
- Można się przyłączyć? - spytałam popychając Logana. Kiwnęli głowami nic nie mówiąc. W skupieniu zaczęliśmy słuchać naszego ,,trenera". Dziewczyna z siódemki za wszelką cenę próbowała odwrócić wzrok, a chłopak z jej dystryktu poprostu zupełnie nas ignorował. Logan posłał mi pełne zażenowania spojrzenie. Już było wiadomo, że sojuszu z siódemką nie będzie. Wstałam od stanowiska i zobaczyłam, że sala powoli zaczęła napełniać się trybutami. Właściwie dzień w sali treningowej minął mi na szukaniu odpowiednich sojuszników. Pary z piątki i szóstki byli za bardzo zdystansowani, z dziewiątką i trójką zamieniłam kilka zdań, ale wyczuwałam w nich pewną niechęć co do mnie. Została mi jeszcze jedynka, dwójka, jedenastka, dwunastka i dziesiątka. Podeszłam do wielkiego czarnoskórego chłopaka i się z nim przywitałam.
- Hej, z kąd jesteś?
- Dystrykt jedenasty. - odpowiedział dobitnie.
- Widziałam jak świetnie radzisz sobię z kosą. Kim jest dziewczyna z twojego dystryktu? - wciąż pytałam.
- Rue, dwunastolatka, ale przykro mi. Nie szukamy sojuszu. - to mówiąc odszedł wraz z moją nadzieją.
- Nie martw się. Jak nie znajdziemy sojuszu to sami sobie świetnie poradzimy - Logan rozmasował mi kark, a ja poczułam dreszcze pod wpływem jego dotyku. Odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnął się. W jego oczach zatańczyły iskierki. Jaki on jest piękny... ZARAZ CO? Co ja wygaduje? Natychmiast odeszłam od niego odtrącając od siebie myśl o nas razem.
- Stój! - jakaś ręka spoczęła mi na ramieniu. Z pewnością to nie był Logan. Odwróciłam się.
- No i jak? Podjęłaś decyzje? - Glimmer i Clove stały przedemną. Jedna była uśmiechnięta, a druga sztyletowała mnie spojrzeniem, ale wydawało się one nieco łagodniejsze od tego jakie posłała mi wczoraj.
- Decyzje? - zmarszczyłam brwi.
- No.. O sojuszu. Z nami. - blondyna popatrzyła na mnie znacząco.
- Ach, jutro dam wam odpowiedź. - cholera. Wcale nie chciałam mieć z nimi sojuszu. Została mi tylko dwunastka, bo na dziesiątke to raczej nia ma co liczyć. Są słabi. Podeszłam do chłopaka z dwunastki.
- Peeta - przedstawił się. Całkiem przystojny blondyn z niebieskimi oczami.
- Kate. Co tam tworzysz? - spytałam patrząc jak maluje sobie farbami po ręce.
- Kamuflarz - odparł. - wiem o co ci chodzi. Szukasz sojuszu, co jest dziwne bo zawodowcom się takie rzeczy nie zdarzają.
- Nie jesteśmy zawodowcami - machnęłam ręką.
- Chciałbym z wami sojusz.. Ale już z kimś go zawiązałem. - powiedział przepraszająco.
- To nic. Do zobaczenia na arenie. - sama nie wiem dlaczego wypowiedziałam te słowa ze złością. Może dlatego, że moje łowy okazały się bezowocne. Podeszłam do stanowiska z bronią i wzięłam łuk do ręki. Napięłam cięciwe ze strzałą i wypuściłam ją w kierunku kukły. Trafiłam. Ale w ściane za nią. Z zażenowaniem odłożyłam łuk i uciekłam z sali, udając się do swojego pokoju.
- Co jest? - Finnick i Annie siedzieli na schodach, trzymając się za ręce.
- Nic. Wiesz co? Masz rację. Sprzymierze się z jedynką i dwójką. - odwróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju. Ułożyłam się wygodnie na sofie i włączyłam telewizor. Pokazywali powtórki ze wszystkich dotychczasowych igrzysk. Ludzie z zimną krwią zabijali się, z okrucieństwem. Widziałam jak jeden goni drugiego i go dopada po czym wypruwa wnętrzności i.. Mam już dosyć. Pierwsza łza spływa mi po policzku. Moim marzeniem było mieć idealnego męża, dwójke dzieci i spokój do końca życia. Los przwidział dla mnie śmierć. Zginę na arenie, myśląc o tym dlaczego świat jest taki okrutny. Nie miałam żadnych szans na wygranie. Moi bliscy to wiedzieli i zresztą wszyscy dokoła. Jaki właściwie jest sens życia. Niektórzy rodzą się tylko po to by za chwile umrzeć.. Wyłączyłam telewizor i poszłam spać. Koło godziny szesnastej poczułam silne ramiona otaczające mnie i dające mi poczucie bezpieczeństwa. Przewróciłam się na bok widząc twarz Logana. Dlaczego tu przyszedł?
- Hej - szepnął.
- Hej - odpowiedziałam.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. - przytulił mnie.
- Bolesna śmierć nie jest dobra. - odparłam ściskając w rękach poduszkę.
- Jestem pewny, że wygrasz. Już ja tego dopilnuje.
- Nie wygram.. Ja..
- Wygrasz - zatknął mi usta ręką. Nie chciałam się z nim kłócić. - Postarasz się? Dla mnie? Dla swoich bliskich?
- Tak. - skłamałam.
- Śpij. Jutro czeka nas ważny dzień. Organizatorzy będą oceniać trybutów indywidualnie.
- Co zamierzasz pokazać?
- Nie wiem, a ty?
- Też nie wiem - odpowiedziałam.
- Więc śpij - rozkazał.
- Ale zostaniesz ze mną? - spytałam wręcz błagalnie.
- Zawsze - powiedział z rezerwą w głosie. Już miałam zamknąć oczy kiedy nagle poczułam jego wargi na swoich.
~*~
Haha! Słodko! A myśleliście pewnie, że to będzie związek z Finnickiem! Tzn. Nie powierdzam, że Kate zwiąże się z Loganem! Może nawet go odepchnie ;3 no cóż, jak chcecie więcej to proszę o jak zawsze ciepłe i miłe komentarze :) //Kate.
środa, 12 marca 2014
Rozdział 4
- Zjedz coś - zachęcała mnie Vivian podczas kolacji. Spojrzałam niechętnie na smażoną rybę z dodatkiem cytryny. Wszędzie ryby, zero prawdziwego mięsa. Odepchnęłam od siebie talerz i dziękując za posiłek udałam się do swojego pokoju. Ogółem apartament, który zajmowaliśmy nie różnił się niczym od innych. Wszystko było urządzone w luksusowym stylu i niczego tutaj nie brakowało. Gdy podeszłam do drzwi swojego pokoju, pisnęłam z przerażenia widząc ubraną na czerwono istotę.
- Kim jesteś? - spytałam, bo dostrzegłam, że to człowiek. Nie odpowiedział więc ponowiłam pytanie.
- Kochanie! On ci nie odpowie! - Vivian podeszła do mnie odganiając rękami owego osobnika.
- Dlaczego?
- Bo to awoksa! - Opiekunka wypowiedziała to tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Czyli?
- Niemi słudzy.
- Jak to niemi?
- No nie mogą mówić. Jeżeli ktoś działa przeciwko Kapitolowi to ucinają mu język. - wzruszyła ramionami Vivian.
- Przestań ją straszyć Viv. - Finnick podszedł do mnie obejmując ramieniem Annie. A więc to prawda, że byli razem.
- To ohydne - wzdrygnęłam się i weszłam do swojego ogromnego pokoju.
- Za godzine widzimy się pod salą treningową! - krzynął Finnick zanim zamknęłam za sobą drzwi. Natychmiast poszłam wziąć prysznic rozmyślając nad losem awoksy, igrzyskach i... Finnicku? Dalczego o nim myśle? Co z tego, że jest niesamowicie przystojny? Skarciłam się w myślach i dokończyłam kąpiel. Ubrałam lekki, elastyczny strój do ćwiczeń i wybiegłam z apartamentu. Dotarłam pod drzwi sali treningowej i pchnęłam je z ogromną siłą. Moim oczom ukazało się wielkie pomieszczenie składające się z wielu stanowisk. W sali byli chyba wszyscy trybuci. W końcu po minucie czekania jedna z organizatorek igrzysk o imieniu Atala zaczęła nam wyjaśniać zasady panujące na treningach. Najważniejszą było to, aby się nie pozabijać. Na to będzie czas na arenie. Niezbyt pocieszające.. Kiedy Atala skończyła przemawiać podeszłam do stanowiska rzutów nożami. Chwyciłam najmniejszy z nich, a trybuci z jedynki odrazu na mnie spojrzeli. Pewnie chcieli ocenić moje siły. Zamachnęłam się obracając w dłoni cienki nożyk i głęboko odetchnęłam. Czas wszystkim pokazać, że nie jestem ich posiłkiem. Rzuciłam. Patrzyłam jak nóż szybuje w powietrzu i wbija się w sam środek kukły. Idealnie. Odwróciłam się w kierunku blondwłosej, która patrzyła na mnie z narastającą ciekawością. Szepnęła coś do chłopaka ze swojego dystryktu i odeszła do stanowiska rzutów włócznią. Dziwne.. No cóż, wzruszyłam ramionami i postanowiłam dalej trenować rzuty nożem. Za siódmym razem kiedy uniosłam rękę w górę ktoś wyrwał mi nóż. Spojrzałam w tył i ujrzałam przed sobą drobną, ale umięśnioną szatynke, a obok niej chłopaka, wysokiego osiłka z blond włosami.
- Nieźle rzucasz. Skąd jesteś? - spytała dziewczyna patrząc na mnie wyzywającym wzrokiem.
- Dystrykt czwarty. A wy?
- Dwójka. Jestem Clove - podała mi ręke i spojrzała na blondyna stojącego obok niej. - Cato.
- Widziałam was w telewizji. Sami się zgłosiliście - przypomniałam sobię tegoroczne dożynki.
- A ty zemdlałaś - stwierdziła Clove patrząc na mnie jak na jedzenie.
- Jakiś problem? - nagle obok mnie pojawił się Logan. Spojrzał wściekle na parę z dwójki.
- Żaden. - odparł Cato i razem z Clove oddalili się do stanowiska nauki rozpalania ogniska.
- Dzięki - szepnęłam przytulając przyjaciela. - Ta dziewczyna dosłownie pożerała mnie wzrokiem.
- Spokojnie! Obiecuje ci, że ona zginie jako pierwsza na arenie - Logan spojrzał na mnie pocieszająco i ruszyliśmy do kolejnego stanowiska aby nauczyć się wspinaczki. Stanęłam jako trzecia w kolejce. Przedemną stała jakaś rudowłosa dziewczyna i niebieskooki szatyn. Ci dwoje z fascynacją patrzyli na wyczyny małej dziewczynki, która właśnie zaczęła się wspinać. Była niska, drobna, ale zwinna jak mało kto. Byłam pewna, że ma około 12 lat.
- To Rue - odpowiedział Logan, poprzedzając moje pytanie. - Jedenasty dystrykt.
Nagle coś do mnie dotarło. Przecież ta dziewczynka nie ma szansy przeżyć! Dlaczego nikt się za nią nie zgłosił?
- No proszę, proszę! Dystrykt czwarty tak? Jestem Glimmer! - odezwał się ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam tę samą słodziaśną blondynę rozsyłającą buziaki do całego Kapitolu. No a teraz rozsyłała je do Logana.
- Mam nadzieje, że się zaprzyjaźnimy! Widziałam jak rzucasz nożem! Prawie tak dobrze jak Clove. Ja strzelam z łuku, Marvel rzuca oszczepem a Cato włada mieczem. Dobrany byłby z nas sojusz - dopiero teraz dotarło do mnie, że zwróciła się w moim kierunku. Logan stał z szeroko otwartymi ustami.
- Przemyślimy tą propozycje - odparłam wyniośle. Doskonale wiedziałam, że Clove mnie nie cierpi, a z panią ,, Błyskotką " nigdy się nie dogadam. Odeszłam od niej ciągnąc za sobą Logana.
- Błagam cię! Zastanów się! Będziemy mieli większe szansę na przeżycie! - prosił mnie chłopak. Fakt, miał racje, ale to zawodowcy a my do nich nie należymy.
Jeszcze parę razy rzuciłam oszczepem i poszłam prosto na kolację.
- Jak zdobyć sponsorów? - sytałam Finnicka, który był najwyraźniej bardzo zajęty karmieniem Annie, truskawkami w czekoladzie.
- Musisz ich czymś zaskoczyć. Pokazać własną niezależność. Być silną, twardną i porażającą! - odpowiedział Finnick - Za dwa dni jest pokaz indywidualny gdzie macie za zadanie pokazać swoje najlepsze umiejętności. Wtedy jest najlepszy czas na zdobycie sponsorów.
- A co myślisz o sojuszu? - spytałam.
- Zależy z kim. Proponowałbym z jedynką i dwójką, ale jak wolisz. - westchnął i wstał od stołu razem z Annie. Bez słowa poszli do wspólnego pokoju i zamknęli się na klucz. Uniosłam brwi i zajęłam się jedzeniem w samotności. Rozwarzałam sojusz z dystryktem jedenastym i dwunastym chociaż wogóle nie poznałam ich trybutów. Jutro czeka mnie ciężki dzień.
~•~
Hej :3 czwarty rozdział za nami :) pod ostatnim postem były tylko 2 komentarze i oczywiście licze na więcej ( zarówno pozytywnych jak i negatywnych :) ) Ogółem zależy mi na waszej opinii i zastanawiam się czy dalej to ciągnąć (opowiadanie) No cóż, pozdrawiam i życzę miłego dnia :) /Kate.
- Kim jesteś? - spytałam, bo dostrzegłam, że to człowiek. Nie odpowiedział więc ponowiłam pytanie.
- Kochanie! On ci nie odpowie! - Vivian podeszła do mnie odganiając rękami owego osobnika.
- Dlaczego?
- Bo to awoksa! - Opiekunka wypowiedziała to tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Czyli?
- Niemi słudzy.
- Jak to niemi?
- No nie mogą mówić. Jeżeli ktoś działa przeciwko Kapitolowi to ucinają mu język. - wzruszyła ramionami Vivian.
- Przestań ją straszyć Viv. - Finnick podszedł do mnie obejmując ramieniem Annie. A więc to prawda, że byli razem.
- To ohydne - wzdrygnęłam się i weszłam do swojego ogromnego pokoju.
- Za godzine widzimy się pod salą treningową! - krzynął Finnick zanim zamknęłam za sobą drzwi. Natychmiast poszłam wziąć prysznic rozmyślając nad losem awoksy, igrzyskach i... Finnicku? Dalczego o nim myśle? Co z tego, że jest niesamowicie przystojny? Skarciłam się w myślach i dokończyłam kąpiel. Ubrałam lekki, elastyczny strój do ćwiczeń i wybiegłam z apartamentu. Dotarłam pod drzwi sali treningowej i pchnęłam je z ogromną siłą. Moim oczom ukazało się wielkie pomieszczenie składające się z wielu stanowisk. W sali byli chyba wszyscy trybuci. W końcu po minucie czekania jedna z organizatorek igrzysk o imieniu Atala zaczęła nam wyjaśniać zasady panujące na treningach. Najważniejszą było to, aby się nie pozabijać. Na to będzie czas na arenie. Niezbyt pocieszające.. Kiedy Atala skończyła przemawiać podeszłam do stanowiska rzutów nożami. Chwyciłam najmniejszy z nich, a trybuci z jedynki odrazu na mnie spojrzeli. Pewnie chcieli ocenić moje siły. Zamachnęłam się obracając w dłoni cienki nożyk i głęboko odetchnęłam. Czas wszystkim pokazać, że nie jestem ich posiłkiem. Rzuciłam. Patrzyłam jak nóż szybuje w powietrzu i wbija się w sam środek kukły. Idealnie. Odwróciłam się w kierunku blondwłosej, która patrzyła na mnie z narastającą ciekawością. Szepnęła coś do chłopaka ze swojego dystryktu i odeszła do stanowiska rzutów włócznią. Dziwne.. No cóż, wzruszyłam ramionami i postanowiłam dalej trenować rzuty nożem. Za siódmym razem kiedy uniosłam rękę w górę ktoś wyrwał mi nóż. Spojrzałam w tył i ujrzałam przed sobą drobną, ale umięśnioną szatynke, a obok niej chłopaka, wysokiego osiłka z blond włosami.
- Nieźle rzucasz. Skąd jesteś? - spytała dziewczyna patrząc na mnie wyzywającym wzrokiem.
- Dystrykt czwarty. A wy?
- Dwójka. Jestem Clove - podała mi ręke i spojrzała na blondyna stojącego obok niej. - Cato.
- Widziałam was w telewizji. Sami się zgłosiliście - przypomniałam sobię tegoroczne dożynki.
- A ty zemdlałaś - stwierdziła Clove patrząc na mnie jak na jedzenie.
- Jakiś problem? - nagle obok mnie pojawił się Logan. Spojrzał wściekle na parę z dwójki.
- Żaden. - odparł Cato i razem z Clove oddalili się do stanowiska nauki rozpalania ogniska.
- Dzięki - szepnęłam przytulając przyjaciela. - Ta dziewczyna dosłownie pożerała mnie wzrokiem.
- Spokojnie! Obiecuje ci, że ona zginie jako pierwsza na arenie - Logan spojrzał na mnie pocieszająco i ruszyliśmy do kolejnego stanowiska aby nauczyć się wspinaczki. Stanęłam jako trzecia w kolejce. Przedemną stała jakaś rudowłosa dziewczyna i niebieskooki szatyn. Ci dwoje z fascynacją patrzyli na wyczyny małej dziewczynki, która właśnie zaczęła się wspinać. Była niska, drobna, ale zwinna jak mało kto. Byłam pewna, że ma około 12 lat.
- To Rue - odpowiedział Logan, poprzedzając moje pytanie. - Jedenasty dystrykt.
Nagle coś do mnie dotarło. Przecież ta dziewczynka nie ma szansy przeżyć! Dlaczego nikt się za nią nie zgłosił?
- No proszę, proszę! Dystrykt czwarty tak? Jestem Glimmer! - odezwał się ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam tę samą słodziaśną blondynę rozsyłającą buziaki do całego Kapitolu. No a teraz rozsyłała je do Logana.
- Mam nadzieje, że się zaprzyjaźnimy! Widziałam jak rzucasz nożem! Prawie tak dobrze jak Clove. Ja strzelam z łuku, Marvel rzuca oszczepem a Cato włada mieczem. Dobrany byłby z nas sojusz - dopiero teraz dotarło do mnie, że zwróciła się w moim kierunku. Logan stał z szeroko otwartymi ustami.
- Przemyślimy tą propozycje - odparłam wyniośle. Doskonale wiedziałam, że Clove mnie nie cierpi, a z panią ,, Błyskotką " nigdy się nie dogadam. Odeszłam od niej ciągnąc za sobą Logana.
- Błagam cię! Zastanów się! Będziemy mieli większe szansę na przeżycie! - prosił mnie chłopak. Fakt, miał racje, ale to zawodowcy a my do nich nie należymy.
Jeszcze parę razy rzuciłam oszczepem i poszłam prosto na kolację.
- Jak zdobyć sponsorów? - sytałam Finnicka, który był najwyraźniej bardzo zajęty karmieniem Annie, truskawkami w czekoladzie.
- Musisz ich czymś zaskoczyć. Pokazać własną niezależność. Być silną, twardną i porażającą! - odpowiedział Finnick - Za dwa dni jest pokaz indywidualny gdzie macie za zadanie pokazać swoje najlepsze umiejętności. Wtedy jest najlepszy czas na zdobycie sponsorów.
- A co myślisz o sojuszu? - spytałam.
- Zależy z kim. Proponowałbym z jedynką i dwójką, ale jak wolisz. - westchnął i wstał od stołu razem z Annie. Bez słowa poszli do wspólnego pokoju i zamknęli się na klucz. Uniosłam brwi i zajęłam się jedzeniem w samotności. Rozwarzałam sojusz z dystryktem jedenastym i dwunastym chociaż wogóle nie poznałam ich trybutów. Jutro czeka mnie ciężki dzień.
~•~
Hej :3 czwarty rozdział za nami :) pod ostatnim postem były tylko 2 komentarze i oczywiście licze na więcej ( zarówno pozytywnych jak i negatywnych :) ) Ogółem zależy mi na waszej opinii i zastanawiam się czy dalej to ciągnąć (opowiadanie) No cóż, pozdrawiam i życzę miłego dnia :) /Kate.
poniedziałek, 10 marca 2014
Rozdział 3
- Pobudka! - usłyszałam głos Logana. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Dzieńdobry - powiedziałam pocierając powieki i wyskakując z łóżka.
- Dołączysz do nas na śniadanie czy zjesz później? - spytał brunet.
- Zaraz przyjde! - odparłam i wypchnęłam go za drzwi, abym mogła się w spokoju przebrać. Nałożyłam na siebie czerwoną, krótką sukienkę i czarne botki. Włosy rozpuściłam i pozwoliłam im kaskadą opaść na moje plecy miękkimi lokami.
- Ślicznie wyglądasz - szepnął z podziwem Logan, czekający za drzwiami. Przytuliłam go i poszliśmy razem do przedziału gdzie podawano śniadanie.
- Ulala! Dla kogo się tak odstawiłaś? - spytał Finnick na wejściu. Wyglądał jak zwykle oszałamiająco. Jeszcze ten śnieżnobiały uśmiech..
- Dla siebie. Szczerze? Tylko to było w szafie - odparłam marszcząc brwi i zasiadając przy stole. Wzięłam do ręki marmolade i cienki nożyk. - Gdzie Vivian i Annie?
- Annie śpie, a Vivian zamknęła się w swoim przedziale. - odparł Logan pakując do ust ogromny kawał łososia.
- O cholera... - wstałam jak oparzona i pobiegłam do przedziału mojej opiekunki. Zapukałam donośnie i usłyszałam cichutkie ,,proszę". Otworzyłam drzwi i spojrzałam na łóżko. Vivian leżała pod kołdrą, ściskając w rękach chusteczkę. Na mój widok ciężko westchnęła.
- Przepraszam! Nie chciałam wylosować ciebie ani twojego brata! Jest mi tak przykro! - wychlipiała, a mi zrobiło się potwornie głupio.
- Viv to ja przepraszam! Wczoraj mnie trochę poniosło, bo poprostu nie chcę stracić kogoś bliskiego! To nie twoja wina! No już! Uśmiechnij się! Kto będzie mnie dzisiaj wspierał podczas parady trybutów jak nie ty? - Przytuliłam ją mocno, a ona udobruchana wstała z łóżka w zupełnie innym nastroju.
- No dobrze.. chodźmy na śniadanie! - I jak gdyby nigdy nic wyszła z przedziału ciągnąc mnie za ręke pod pytającym spojrzeniem Logana i Finnicka.
- Kochani! Za dwie godziny dojedziemy do Kapitolu! Zbierajcie się! - powiedziała melodyjnie i zasiadła do stołu. Zdziwiony Finnick zaczął rozmowę.
- Dobra. Jesteście mam nadzieje po chociaż jednym krótkim szkoleniu w swoim dystrykcie?
- Tak. Ja umiem całkiem nieźle radzić sobię z trójzębem, a Kate świtnie rzuca nożami i dobrze radzi sobie z oszczepem. - odparł Logan.
- No i bardzo dobrze! A teraz małe pytania. Co zrobicie jak zrobi wam się zimno? - Finnick pochyla się w naszym kierunku, a ja wdycham woń jego perfum. Jest niesamowity.
- Rozpalam ognisko - mruknęłam rozmarzona.
- Błąd. Logan? - mentor popatrzył wyczekująco na bruneta.
- Zaciakam zęby i ani myśle o rozpalaniu ogniska. - jestem wkurzona. Też to wiedziałam, ale to nie moja wina, że Finnick tak strasznie przyciąga moją uwagę.
- A co robicie gdy atakuje was jakiś trybut, a wy nie macie broni?
- Uciekamy tam gdzie czujemy nad nim przewagę czyli do wody albo na drzewo. - odpowiedziałam. I tak dwie okrągłe godziny mentor przesłuchiwał nas i opowiadał o różnych przypadkach śmierci na arenie. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Kapitol był wielką, wręcz ogromną stolicą. Z każdej strony oblewała go woda, a budynki były zbudowane w dziwacznym stylu. Kiedy dojechaliśmy, na stacji powitało nas mnóstwo ludzi ubranych podobnie do Vivian. No w sumie nic dziwnego. Mieli pieniędzy zawsze po dziurki w nosie, a każdy z nich chciałby być lepszy od drugiego...
- Kate! Spójrz! Czu to nie dziewczyna z jedynki? - Logan stojący obok mnie wskazał na jasnowłosą dziewczynę wysiadającą z drugiego pociągu. Patrzyła na ludzi ze szczerym uśmiechem, pozowała do zdjęć i rozsyłała buziaki na wszystkie strony. Żenada...
- Zawodowcy - mruknął Finnck gapiąc się na tą scenę z zażenowaniem. - Zawsze każdy z dystryktu pierwszego i drugiego jest pewny swojej wygranej na igrzyskach.
Westchnęłam i dotarłam pod drzwi ośrodka szkoleniowego. Tam odrazu na wejściu obcy ludzie chwycili mnie pod ręce i zaprowadzili na fotel. Dostrzegłam, że takich fotelów jest 24 i każdy jest oddzielony kotarą. Zrozumiałam, że zamierzają mnie nieco oczyścić zanim trafię do swojego osobistego stylisty. Poddałam się zabiegom i już po chwili byłam gotowa na spotkanie.
- Witaj, mam na imię Octavia! - do pokoju weszła kobieta, zapewne stylistka.
- Kate - podałam jej ręke.
- Przejdźmy do sedna. Dla ciebie i chłopaka z twojego dystryktu przygotowałam specjalne kracje na paradę trybutów. Chcesz zobaczyć?
Kiwnęłam głową, patrząc jak przynosi do mnie niebieską sukienkę, oplataną siecią z dziwnym nakryciem głowy. Szczerze? Sukienka mi się nie podobała, ale nie chciałam sprawiać kobiecie przykrości.
*
- Wsiadajcie do rydwanów! Startujemy za 3 minuty! - krzyknęła jakaś kobieta, zapewne jedna z organizatorek igrzysk. Stałam teraz w tej okropnej sukience razem z Loganem przy rydwanie zaprzężonym w 4 czarne jak smoła konie. Za dokładnie 2 minuty zaczynała się parada trybutów czyli przedstawienie nas całemu światu w telewizji. Wskoczyłam na rydwan z brunetem i czekałam aż wreszcie się zacznie.
- Wyglądałem lepiej - zaśmiał się Finnick, podchodząc do nas z Annie.
- Cicho bądź! Trudno.. - klepnęłam go w ramię i nagle poczułam jak konie ruszją z miejsca. Zobaczyłam jak rydwan z trybutami z dystryktu pierwszego, drugiego i trzeciego wjeżdzają na trasę, a potem nadchodzi kolej na nas. Panicznie rozglądam się wokoło, a Logan ściska mnie za ręke. Posłałam mu ciepły uśmiech i zaczęłam machać do kilku tysięcy ludzi siedządzych na widowni. Annie powiedziała mi, że swoim wyróżniającym się zachaniem można zdobyć sponsorów, czyli tych którzy mogliby dać nam kilka ,,prezentów" na arenie, potrzebnych do przeżycia. Kamera na chwilę skupia się na nas, ale po chwili zmienia kierunek i koncentruje się na parze z dystryktu dwunastego. Oni... Płoną!! Ich czarne stroje stają w płomieniach, ale najwyraźniej są sztuczne, bo trybutom nic się nie dzieje. Zdziwiona i zaskoczona patrzę na nich do końca trasy, po czym stajemy przed prezydentem Snowem, czekając na jego przemównie. Jest takie same jak zawsze. ,, Szczęśliwych igrzysk głodowych i niech los wam zawsze sprzyja" . Po skończonym przemówieniu rydwany wiozą nas zpowrotem do Ośrodka Szkoleniowego gdzie czekają na nas mentorzy i Vivian.
- Byliście cudni! - pisnęła nasza opiekunka i nas przytuliła. Ja wcale nie podzielałam jej uwagi. Wciąż gapiłam się na parę z dwunastki z szeroko rozdziawionymi ustami.
- Dzieńdobry - powiedziałam pocierając powieki i wyskakując z łóżka.
- Dołączysz do nas na śniadanie czy zjesz później? - spytał brunet.
- Zaraz przyjde! - odparłam i wypchnęłam go za drzwi, abym mogła się w spokoju przebrać. Nałożyłam na siebie czerwoną, krótką sukienkę i czarne botki. Włosy rozpuściłam i pozwoliłam im kaskadą opaść na moje plecy miękkimi lokami.
- Ślicznie wyglądasz - szepnął z podziwem Logan, czekający za drzwiami. Przytuliłam go i poszliśmy razem do przedziału gdzie podawano śniadanie.
- Ulala! Dla kogo się tak odstawiłaś? - spytał Finnick na wejściu. Wyglądał jak zwykle oszałamiająco. Jeszcze ten śnieżnobiały uśmiech..
- Dla siebie. Szczerze? Tylko to było w szafie - odparłam marszcząc brwi i zasiadając przy stole. Wzięłam do ręki marmolade i cienki nożyk. - Gdzie Vivian i Annie?
- Annie śpie, a Vivian zamknęła się w swoim przedziale. - odparł Logan pakując do ust ogromny kawał łososia.
- O cholera... - wstałam jak oparzona i pobiegłam do przedziału mojej opiekunki. Zapukałam donośnie i usłyszałam cichutkie ,,proszę". Otworzyłam drzwi i spojrzałam na łóżko. Vivian leżała pod kołdrą, ściskając w rękach chusteczkę. Na mój widok ciężko westchnęła.
- Przepraszam! Nie chciałam wylosować ciebie ani twojego brata! Jest mi tak przykro! - wychlipiała, a mi zrobiło się potwornie głupio.
- Viv to ja przepraszam! Wczoraj mnie trochę poniosło, bo poprostu nie chcę stracić kogoś bliskiego! To nie twoja wina! No już! Uśmiechnij się! Kto będzie mnie dzisiaj wspierał podczas parady trybutów jak nie ty? - Przytuliłam ją mocno, a ona udobruchana wstała z łóżka w zupełnie innym nastroju.
- No dobrze.. chodźmy na śniadanie! - I jak gdyby nigdy nic wyszła z przedziału ciągnąc mnie za ręke pod pytającym spojrzeniem Logana i Finnicka.
- Kochani! Za dwie godziny dojedziemy do Kapitolu! Zbierajcie się! - powiedziała melodyjnie i zasiadła do stołu. Zdziwiony Finnick zaczął rozmowę.
- Dobra. Jesteście mam nadzieje po chociaż jednym krótkim szkoleniu w swoim dystrykcie?
- Tak. Ja umiem całkiem nieźle radzić sobię z trójzębem, a Kate świtnie rzuca nożami i dobrze radzi sobie z oszczepem. - odparł Logan.
- No i bardzo dobrze! A teraz małe pytania. Co zrobicie jak zrobi wam się zimno? - Finnick pochyla się w naszym kierunku, a ja wdycham woń jego perfum. Jest niesamowity.
- Rozpalam ognisko - mruknęłam rozmarzona.
- Błąd. Logan? - mentor popatrzył wyczekująco na bruneta.
- Zaciakam zęby i ani myśle o rozpalaniu ogniska. - jestem wkurzona. Też to wiedziałam, ale to nie moja wina, że Finnick tak strasznie przyciąga moją uwagę.
- A co robicie gdy atakuje was jakiś trybut, a wy nie macie broni?
- Uciekamy tam gdzie czujemy nad nim przewagę czyli do wody albo na drzewo. - odpowiedziałam. I tak dwie okrągłe godziny mentor przesłuchiwał nas i opowiadał o różnych przypadkach śmierci na arenie. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Kapitol był wielką, wręcz ogromną stolicą. Z każdej strony oblewała go woda, a budynki były zbudowane w dziwacznym stylu. Kiedy dojechaliśmy, na stacji powitało nas mnóstwo ludzi ubranych podobnie do Vivian. No w sumie nic dziwnego. Mieli pieniędzy zawsze po dziurki w nosie, a każdy z nich chciałby być lepszy od drugiego...
- Kate! Spójrz! Czu to nie dziewczyna z jedynki? - Logan stojący obok mnie wskazał na jasnowłosą dziewczynę wysiadającą z drugiego pociągu. Patrzyła na ludzi ze szczerym uśmiechem, pozowała do zdjęć i rozsyłała buziaki na wszystkie strony. Żenada...
- Zawodowcy - mruknął Finnck gapiąc się na tą scenę z zażenowaniem. - Zawsze każdy z dystryktu pierwszego i drugiego jest pewny swojej wygranej na igrzyskach.
Westchnęłam i dotarłam pod drzwi ośrodka szkoleniowego. Tam odrazu na wejściu obcy ludzie chwycili mnie pod ręce i zaprowadzili na fotel. Dostrzegłam, że takich fotelów jest 24 i każdy jest oddzielony kotarą. Zrozumiałam, że zamierzają mnie nieco oczyścić zanim trafię do swojego osobistego stylisty. Poddałam się zabiegom i już po chwili byłam gotowa na spotkanie.
- Witaj, mam na imię Octavia! - do pokoju weszła kobieta, zapewne stylistka.
- Kate - podałam jej ręke.
- Przejdźmy do sedna. Dla ciebie i chłopaka z twojego dystryktu przygotowałam specjalne kracje na paradę trybutów. Chcesz zobaczyć?
Kiwnęłam głową, patrząc jak przynosi do mnie niebieską sukienkę, oplataną siecią z dziwnym nakryciem głowy. Szczerze? Sukienka mi się nie podobała, ale nie chciałam sprawiać kobiecie przykrości.
*
- Wsiadajcie do rydwanów! Startujemy za 3 minuty! - krzyknęła jakaś kobieta, zapewne jedna z organizatorek igrzysk. Stałam teraz w tej okropnej sukience razem z Loganem przy rydwanie zaprzężonym w 4 czarne jak smoła konie. Za dokładnie 2 minuty zaczynała się parada trybutów czyli przedstawienie nas całemu światu w telewizji. Wskoczyłam na rydwan z brunetem i czekałam aż wreszcie się zacznie.
- Wyglądałem lepiej - zaśmiał się Finnick, podchodząc do nas z Annie.
- Cicho bądź! Trudno.. - klepnęłam go w ramię i nagle poczułam jak konie ruszją z miejsca. Zobaczyłam jak rydwan z trybutami z dystryktu pierwszego, drugiego i trzeciego wjeżdzają na trasę, a potem nadchodzi kolej na nas. Panicznie rozglądam się wokoło, a Logan ściska mnie za ręke. Posłałam mu ciepły uśmiech i zaczęłam machać do kilku tysięcy ludzi siedządzych na widowni. Annie powiedziała mi, że swoim wyróżniającym się zachaniem można zdobyć sponsorów, czyli tych którzy mogliby dać nam kilka ,,prezentów" na arenie, potrzebnych do przeżycia. Kamera na chwilę skupia się na nas, ale po chwili zmienia kierunek i koncentruje się na parze z dystryktu dwunastego. Oni... Płoną!! Ich czarne stroje stają w płomieniach, ale najwyraźniej są sztuczne, bo trybutom nic się nie dzieje. Zdziwiona i zaskoczona patrzę na nich do końca trasy, po czym stajemy przed prezydentem Snowem, czekając na jego przemównie. Jest takie same jak zawsze. ,, Szczęśliwych igrzysk głodowych i niech los wam zawsze sprzyja" . Po skończonym przemówieniu rydwany wiozą nas zpowrotem do Ośrodka Szkoleniowego gdzie czekają na nas mentorzy i Vivian.
- Byliście cudni! - pisnęła nasza opiekunka i nas przytuliła. Ja wcale nie podzielałam jej uwagi. Wciąż gapiłam się na parę z dwunastki z szeroko rozdziawionymi ustami.
niedziela, 9 marca 2014
Rozdział 2
Obudziłam się w jakiejś wielkiej sypialni na miękkim łóżku. Wstałam i przeciągnęłam się, potężnie przy tym ziewając. Nagle dotarło do mnie, co się niedawno wydarzyło. Vivian wylosowała mnie na trybuta siedemdziesiątych czwartych igrzysk głodowych. Wtedy zemdlałam. Ale gdzie teraz jestem? Czy po upadku zostawili mnie w spokoju i wylosowali kogoś innego? Nie.. To niemożliwe. Nagle wyczułam lekkie trzęsienie podłogi. Natychmiast podbiegłam do okna i rozsunęłam zasłony. Ciepłe promienie słoneczne zalały mi twarz, a ja z przerażeniem zrozumiałam, że nie jestem już w swoim dystrykcie. Jestem w pociągu.
***
- Jeszcze jeden dzień i znajdziemy się w samym sercu Kapitolu! - powiedziała słodkim głosem zapewne Vivian. Stałam w swoim przedziale z uchem przytkniętym do drzwi. Dzięki mojemu podsłuchiwaniu dowiedziałam się, że jednak mnie nie oszczędzili i wkrótce stanę do walki na arenie, z dwudziestoma trzeciema trybutami. Przymknęłam oczy. Czas zapoznać się z mentorami.
- Już się ocknęła! - zawołał ktoś, słysząc jak otwieram drzwi. Wyszłam z pokoju i stanęłam przed trojgiem ludzi. Oczywiście odrazu rzuciła mi się w oczy Vivian. Dzisiaj miała na sobie błękitną sukienkę w rybie wzorki oraz równie niebieski kapelusz przypominający zwitek sieci. Granatowa szminka dopełniała urok kobiety.
- Kate! Poznaj twoich mentorów - objęła mnie i pociągnęła w stronę mężczyzny oraz kobiety siedzących na kanapie. Wiedziałam jak się nazywają. Nietrudno było zgadnąć. Uśmiechnęłam się do nich i podałam rękę.
- Finnck Odair - przedstawił się. - A to jest..
- .. Annie Cresta. Wiem - dokończyłam za niego wymieniając z mentorką pełne ciepła spojrzenie. Finnick, dwudziestoczteroletni mężczyzna, zwycięzca 65 głodowych igrzysk, a zarazem chodzący seksapil. W szkole dziewczyny gadają tylko o nim. Podobno prezydent Snow sprzedaje jego ciało kapitolińczykom. Szczerze mu współczuje, ale trzeba przyznać, że jest oszałamiająco przystojny.
- Miło nam cię poznać - oznajmiła Annie. Wiem tylko tyle, że zwyciężyła w 70 igrzyskach i do dzisiaj jest lekko ,,oszołomiona" .
- Mam jedno pytanie. Kto jest drugim trybutem? - spytałam, a Finnick odrazu się skrzywił. Vivian westchnęła cicho.
- Skarbie.. Nie smuć się, ale... - zaczęła Annie. Już wiem o co jej chodzi. Wylosowali kogoś mi bliskiego.
- Kto to? Mówcie! - Zażądałam histerycznym tonem.
- Kate. - szepnął ktoś za moimi plecami. Natychmiast się obróciłam i spojrzałam w tamtym kierunku. Logan.
- To niemożliwe! - zaczęłam się cofać. - To niemożliwe!
- Spokojnie! Kate! Zrozum. Musiałem się zgłosić! - wyjaśnił chłopak. O co mu chodziło?
- Logan się zgłosił na trybuta, za twojego młodszego brata. - powiedziała Vivian patrząc na mnie ze współczuciem.
- Wylosowałaś mojego brata?! - krzyknęłam jej prosto w twarz. No.. Może trochę przesadziłam. W końcu to nie jej wina. Mimo to pobiegłam do pokoju trzaskając drzwiami i pozwalając dać upust emocjom. Łzy spływały mi po policzkach, a ja wiłam się na łóżku z rozpaczy. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - Logan zajrzał do mnie przez szparę. Kiwnęłam głową na znak zgody i w ciszy pozwoliłam zająć mu miejsce obok mnie na łóżku.
- Dziękuje - wyszeptałam po kilku minutach milczenia. Wiedziałam, że gdyby mój brat stanął na arenie, nie wytrzymałby nawet jednego dnia.
- Może obejrzymy dożynki? - spytał Logan głaszcząc mnie po włosach. Wtuliłam się w niego i włączyłam telewizor. Na ekranie pojawił się obraz z losowania w dystrykcie pierwszym. Jakaś blondwłosa dziewczyna ochoczo zgłosiła się na trybuta wchodząc na scenę z triumfalnym uśmieszkiem. Chłopak z jej dystryktu zostaje wylosowany, ale widać że właśnie tego chciał. Podobnie dzieje się w dwójce. Zresztą co się dziwić. To zawodowcy. Po paru minutach na ekranach pojawiam się ja, kiedy Vivian wyczytuje moję imię i nazwisko. Wyglądam idiotycznie, zataczam się i upadam na ziemię. Wokół panuje rozgardiasz, a moje bezwładne ciało zabierają prosto do pociągu. Potem nadchodzi czas na wybór chłopaka. Wyraźnie słyszę jak Vivian wyczytuje mojego brata. Chwilę później zgłasza się za niego Logan.
- Cóż za nieoczekiwany zwrot akcji! - piszczy podekscytowana Vivian. Teraz już wiem na jaką ofiarę wyszłam. Zawodowcy wezmą mnie na pierwszy cel kiedy stanę do walki na arenie. Przymknęłam oczy i wtuliłam się mocniej w bruneta patrząc jak z dystryktu piątego losują jakąś przerażoną rudowłosą dziewczynę o lisiej twarzy. W następnych dystryktach nie dzieje się nic ciekawego aż w końcu moją uwagę przyciąga nieoczekiwany zwrot akcji w dystrykcie dwunastym. Tam z kolei zostaje wylosowana jakaś drobna dwunastolatka, a za nią zgłasza się jej siostra. Szczerzę im współczuje, ale jednocześnie podziwiam dziewczynę. Kończymy oglądać igrzyska i kładziemy się spać. Jutro dojedziemy do Kapitolu.
~*~
Dziękuje wszystkim za miłe komentarze zostawione pod poprzednim rozdziałem :)
***
- Jeszcze jeden dzień i znajdziemy się w samym sercu Kapitolu! - powiedziała słodkim głosem zapewne Vivian. Stałam w swoim przedziale z uchem przytkniętym do drzwi. Dzięki mojemu podsłuchiwaniu dowiedziałam się, że jednak mnie nie oszczędzili i wkrótce stanę do walki na arenie, z dwudziestoma trzeciema trybutami. Przymknęłam oczy. Czas zapoznać się z mentorami.
- Już się ocknęła! - zawołał ktoś, słysząc jak otwieram drzwi. Wyszłam z pokoju i stanęłam przed trojgiem ludzi. Oczywiście odrazu rzuciła mi się w oczy Vivian. Dzisiaj miała na sobie błękitną sukienkę w rybie wzorki oraz równie niebieski kapelusz przypominający zwitek sieci. Granatowa szminka dopełniała urok kobiety.
- Kate! Poznaj twoich mentorów - objęła mnie i pociągnęła w stronę mężczyzny oraz kobiety siedzących na kanapie. Wiedziałam jak się nazywają. Nietrudno było zgadnąć. Uśmiechnęłam się do nich i podałam rękę.
- Finnck Odair - przedstawił się. - A to jest..
- .. Annie Cresta. Wiem - dokończyłam za niego wymieniając z mentorką pełne ciepła spojrzenie. Finnick, dwudziestoczteroletni mężczyzna, zwycięzca 65 głodowych igrzysk, a zarazem chodzący seksapil. W szkole dziewczyny gadają tylko o nim. Podobno prezydent Snow sprzedaje jego ciało kapitolińczykom. Szczerze mu współczuje, ale trzeba przyznać, że jest oszałamiająco przystojny.
- Miło nam cię poznać - oznajmiła Annie. Wiem tylko tyle, że zwyciężyła w 70 igrzyskach i do dzisiaj jest lekko ,,oszołomiona" .
- Mam jedno pytanie. Kto jest drugim trybutem? - spytałam, a Finnick odrazu się skrzywił. Vivian westchnęła cicho.
- Skarbie.. Nie smuć się, ale... - zaczęła Annie. Już wiem o co jej chodzi. Wylosowali kogoś mi bliskiego.
- Kto to? Mówcie! - Zażądałam histerycznym tonem.
- Kate. - szepnął ktoś za moimi plecami. Natychmiast się obróciłam i spojrzałam w tamtym kierunku. Logan.
- To niemożliwe! - zaczęłam się cofać. - To niemożliwe!
- Spokojnie! Kate! Zrozum. Musiałem się zgłosić! - wyjaśnił chłopak. O co mu chodziło?
- Logan się zgłosił na trybuta, za twojego młodszego brata. - powiedziała Vivian patrząc na mnie ze współczuciem.
- Wylosowałaś mojego brata?! - krzyknęłam jej prosto w twarz. No.. Może trochę przesadziłam. W końcu to nie jej wina. Mimo to pobiegłam do pokoju trzaskając drzwiami i pozwalając dać upust emocjom. Łzy spływały mi po policzkach, a ja wiłam się na łóżku z rozpaczy. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - Logan zajrzał do mnie przez szparę. Kiwnęłam głową na znak zgody i w ciszy pozwoliłam zająć mu miejsce obok mnie na łóżku.
- Dziękuje - wyszeptałam po kilku minutach milczenia. Wiedziałam, że gdyby mój brat stanął na arenie, nie wytrzymałby nawet jednego dnia.
- Może obejrzymy dożynki? - spytał Logan głaszcząc mnie po włosach. Wtuliłam się w niego i włączyłam telewizor. Na ekranie pojawił się obraz z losowania w dystrykcie pierwszym. Jakaś blondwłosa dziewczyna ochoczo zgłosiła się na trybuta wchodząc na scenę z triumfalnym uśmieszkiem. Chłopak z jej dystryktu zostaje wylosowany, ale widać że właśnie tego chciał. Podobnie dzieje się w dwójce. Zresztą co się dziwić. To zawodowcy. Po paru minutach na ekranach pojawiam się ja, kiedy Vivian wyczytuje moję imię i nazwisko. Wyglądam idiotycznie, zataczam się i upadam na ziemię. Wokół panuje rozgardiasz, a moje bezwładne ciało zabierają prosto do pociągu. Potem nadchodzi czas na wybór chłopaka. Wyraźnie słyszę jak Vivian wyczytuje mojego brata. Chwilę później zgłasza się za niego Logan.
- Cóż za nieoczekiwany zwrot akcji! - piszczy podekscytowana Vivian. Teraz już wiem na jaką ofiarę wyszłam. Zawodowcy wezmą mnie na pierwszy cel kiedy stanę do walki na arenie. Przymknęłam oczy i wtuliłam się mocniej w bruneta patrząc jak z dystryktu piątego losują jakąś przerażoną rudowłosą dziewczynę o lisiej twarzy. W następnych dystryktach nie dzieje się nic ciekawego aż w końcu moją uwagę przyciąga nieoczekiwany zwrot akcji w dystrykcie dwunastym. Tam z kolei zostaje wylosowana jakaś drobna dwunastolatka, a za nią zgłasza się jej siostra. Szczerzę im współczuje, ale jednocześnie podziwiam dziewczynę. Kończymy oglądać igrzyska i kładziemy się spać. Jutro dojedziemy do Kapitolu.
~*~
Dziękuje wszystkim za miłe komentarze zostawione pod poprzednim rozdziałem :)
piątek, 7 marca 2014
Rozdział 1
Obudziłam się muskana delikatnie przez promienie słoneczne
padające na moją twarz. Podniosłam się z łóżka z uśmiechem, który natychmiast
zniknął mi z ust gdy przypomniałam sobie jaki wypada dzisiaj dzień. Dożynki. W
tym roku wypadały 74 Głodowe Igrzyska czyli 6 w moim życiu. Miałam 17 lat,
dwóch młodszych o 2 lata braci i starszą o rok siostrę. Wszyscy we czwórkę
mieliśmy jeszcze szanse trafić na arenę. Wstałam pospiesznie i poszłam do
łazienki ubierając się w przyszykowaną dla mnie białą sukienkę. Kasztanowe
włosy spięłam w kok i poszłam na śniadanie. Cała rodzina siedziała już przy
stole nie odzywając się do nikogo. Spojrzałam niechętnie na jedzenie. Byłam z 4
dystryktu, jedzenia zawsze mieliśmy pod dostatkiem. Głównie jadamy ryby - mój
dystrykt wyróżnia się ryboustwem. Po skończonym śniadaniu, przy którym każdy
milczał, wyszłam na zewnątrz. Za godzinę dożynki, musiałam się odstresować. Od razu
pobiegłam do mojego przyjaciela, Logana. Znamy się od urodzenia i jesteśmy w
tym samym wieku. Zapukałam do jego domu. Otworzył mi wysoki, muskularny brunet
trzymający w ręką niedojedzoną krewetkę.
- Kate! - szepnął i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk czując jak rośnie mi gula w gardle. - Wejdź do środka.
- A nie możemy się przejść? - spytałam z nadzieją.
- Jasne - zaśmiał się cicho i chwycił mnie za rękę. Wybiegliśmy z domu. Szliśmy w ciszy, rozglądając się wokoło. Ulice były czyste i zadbane, a sklepy pełne świeżych towarów. Tutaj w czwórce, jedynce i dwójce żyliśmy lepiej niż w innych dystryktach. Czasem zastanawiałam się jak to jest być tym ,,gorszym".
- Za pół godziny losowanie. - szepnęłam i spuściłam głowę. Chłopak milczał wpatrując się w dal.
- Nienawidzę tego dnia. Po prostu nie cierpię..
- A kto lubi? Tylko te dumne z siebie dwa pierwsze dystrykty. Pewnie słyszałeś, że zgłaszają się dobrowolnie na tą chorą rzeź - wybuchłam. - Nie rozumiem dlaczego ludziom się wydaje, że śmierć i zabijanie ludzi jest takie przyjemne..
- Niektórzy to robią tylko dla sławy. Wiem o co ci chodzi. Boisz się, że cię znowu wylosują. - popatrzył mi w oczy z powagą. Cholera, miał racje.. W wieku 14 lat zostałam wylosowana podczas dożynek. Myślałam, że już po mnie, kiedy nagle jakaś osiemnastoletnia dziewczyna zgłosiła się za mnie, ginąc potem w trzeci dzień igrzysk. Miałam straszne wyrzuty sumienia i koszmary, które śnią mi się do dzisiaj.
- Nie bój się, masz mnie! - brunet przyciągnął mnie do siebie głaszcząc po głowie.
- Jeszcze dwa lata i będę to miała za sobą. - westchnęłam i wtuliłam się w chłopaka. Po niecałej godzinie zaczęliśmy się zbierać do corocznego losowania.
- Kate! - szepnął i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk czując jak rośnie mi gula w gardle. - Wejdź do środka.
- A nie możemy się przejść? - spytałam z nadzieją.
- Jasne - zaśmiał się cicho i chwycił mnie za rękę. Wybiegliśmy z domu. Szliśmy w ciszy, rozglądając się wokoło. Ulice były czyste i zadbane, a sklepy pełne świeżych towarów. Tutaj w czwórce, jedynce i dwójce żyliśmy lepiej niż w innych dystryktach. Czasem zastanawiałam się jak to jest być tym ,,gorszym".
- Za pół godziny losowanie. - szepnęłam i spuściłam głowę. Chłopak milczał wpatrując się w dal.
- Nienawidzę tego dnia. Po prostu nie cierpię..
- A kto lubi? Tylko te dumne z siebie dwa pierwsze dystrykty. Pewnie słyszałeś, że zgłaszają się dobrowolnie na tą chorą rzeź - wybuchłam. - Nie rozumiem dlaczego ludziom się wydaje, że śmierć i zabijanie ludzi jest takie przyjemne..
- Niektórzy to robią tylko dla sławy. Wiem o co ci chodzi. Boisz się, że cię znowu wylosują. - popatrzył mi w oczy z powagą. Cholera, miał racje.. W wieku 14 lat zostałam wylosowana podczas dożynek. Myślałam, że już po mnie, kiedy nagle jakaś osiemnastoletnia dziewczyna zgłosiła się za mnie, ginąc potem w trzeci dzień igrzysk. Miałam straszne wyrzuty sumienia i koszmary, które śnią mi się do dzisiaj.
- Nie bój się, masz mnie! - brunet przyciągnął mnie do siebie głaszcząc po głowie.
- Jeszcze dwa lata i będę to miała za sobą. - westchnęłam i wtuliłam się w chłopaka. Po niecałej godzinie zaczęliśmy się zbierać do corocznego losowania.
••••••••••••••••
- Auć - syknęłam z bólu czując jak strażnik pokoju kłuje
mnie w palec i przyciska go do kartki zostawiając tam ślady mojej krwi.
Przeszłam pospiesznie dalej, ładując się w rząd siedemnastolatek i wyszukując
wzrokiem Logana. Stał już w wyznaczonym miejscu wlepiając we mnie spojrzenie
błękitnych oczu. Posłałam mu uśmiech pełen nadziei i ścisnęłam rękę stojącej za
mną siostry. - Wszystko będzie dobrze - szepnęła I obydwie skierowałyśmy wzrok na scenę. Wchodzili na nią po kolei : burmistrz, dotychczasowi zwycięzcy i Vivian Bigmow - opiekunka naszego dystryktu. Wyglądała jak zwykle jakby to ująć... nietypowo...jaskrawożółte szpilki, wściekle różowa sukienka w dziwacznym kroju, fioletowe futro z norek i niebieska peruka. Do tego tona makijażu na twarzy... Już na pierwszy rzut oka widać było, że pochodzi z Kapitolu. Podeszła do mównicy i rozejrzała się wokoło robiąc dziwaczne miny. Popukała kilka razy w mikrofon i zaczęła przemawiać swoim energicznym jak zawsze głosem.
- Szczęśliwych głodowych igrzysk i niech los wam zawsze sprzyja! - zaszczebiotała. – Najpierw obejrzymy specjalny film, który przywieźliśmy wam z samego Kapitolu!
O nie… Tylko nie to… Co roku ten sam filmik pojawiał się na białych ekranach przed losowaniem. Opowiadał o mrocznych czasach kiedy to dystrykty zbuntowały się przeciwko Kapitolowi. Ten z nimi wygrał i postanowił, że odtąd co roku z każdego dystryktu wybierze się dziewczynę i chłopaka w wieku od 12 do 18 lat, którzy stoczą na arenie walkę na śmierć i życie. Zwycięzca, który jako jedyny przeżyje zostanie na zawsze obładowany luksusem i dobrobytem. Wszyscy mają pamiętać o tym jaki to Kapitol jest potężny i nie należy się buntować przeciwko niemu, bo to się skończy źle dla całego Panem.
- Kocham ten film! Czyż nie jest piękny? – spytała się nas Vivian i widząc, że jak zwykle nikt się nie odzywa, machnęła ręką i zbliżyła się do mikrofonu.
- A teraz wybierzemy jedną młodą kobietę i mężczyznę, którzy będą mieli zaszczyt reprezentować dystrykt czwarty! Oczywiście damy mają pierwszeństwo – uśmiechnęła się, a mi zrobiło się niedobrze. Vivian podeszła do szklanej kuli wypełnionej po brzegi karteczkami. Włożyła do niej rękę i zaczęła szukać odpowiedniej kartki. W końcu złapała i podeszła do mównicy. Wszyscy jak na komendę wstrzymali oddech.
- Tylko nie ja, tylko nie ja! – powtarzałam w myślach cała zestresowana. – TYLKO NIE JA!
Vivian odwija karteczkę i krzyczy na cały głos :
- Kate Vallery! – nie mogę uwierzyć. Czy to prawda? Niemożliwe. To nie ja! Błagam tylko nie ja! Jednak to nie jest przesłyszenie. Wszyscy na mnie patrzą ze współczuciem.
- To nie mogę być ja – ostatni raz szepczę i padam na ziemię nieprzytomna
~*~
Hej :3 to mój nowy blog, będzie o Kate, dziewczynie z czwartego dystryktu i... reszty się dowiedzie potem XD / Kate.
Subskrybuj:
Posty (Atom)