niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 10

- Logan? – wyszeptałam.
- Nie, wiewiórka – roześmiał się chłopak.
- Myślałam, że już nigdy się z tobą nie spotkam – przytuliłam się do niego, nie zwracając uwagi na to że mamy towarzystwo.
- No nareszcie – Clove wywróciła oczami. – Ten tutaj ciągle gadał tylko o tobie i przez niego nie mogliśmy się skupić na szukaniu rywali.
- Smutne – zadrwiłam.
- Słucham? – warknęła trybutka z dwójki i chwyciła maleńki nożyk.
- Ej spokojnie. Mamy sojusz. Później się pozabijacie okej? – zirytowany Cato chwycił Clove za przegub i spojrzał jej głęboko w oczy powoli kręcąc głową. Na pierwszy rzut oka widać było, że obydwoje coś łączy.
- Gdzie teraz idziemy? Mamy jakiś określony cel? – spytałam otrzepując się z ziemi.
- Widziałaś kogoś w pobliżu? – Marvel zwrócił ku mnie oczy.
- Nie – odpowiedziałam z wahaniem. Skłamałam. Trybutka z piątki czaiła się gdzieś w pobliżu, ale ja już nie miałam ochoty przyczyniać się do czyjejś śmierci.
- To idziemy na wschód – wzruszyła ramionami Glimmer, poprawiając ręką blond włosy zaplecione w warkoczyki. Wszyscy ruszyli z miejsca, w tym ja i Logan na końcu.
- Myślałem, że cię straciłem – wyszeptał mi w ucho, a mi zrobiło się momentalnie cieplej.
- Nigdy. – zaśmiałam się.
- Wiesz co? Mam plan.
- Jaki? – spytałam.
- Poczekamy spokojnie aż oni wybiją resztę trybutów, a potem uciekniemy. Będą myśleć, że zginęliśmy w walce i zaczną sami siebie zabijać. Wtedy na arenie zostaną trzy osoby. Ja, ty i ten który wygra walkę. Ponieważ zapewne będzie wykończony, dobijemy go i zostaniemy sami na arenie, a potem… - zaciął się.
- No właśnie. Co potem? Wiesz, że nie jestem w stanie zabić – przełknęłam ślinę. Plan Logana był dość.. nietypowy. Dawałam dziesięć procent  szans na wypał tego wszystkiego.
- Coś się wymyśli. Na razie dajmy sobie z tym spokój. – objął mnie ramieniem i włączyliśmy się do rozmowy z zawodowcami.
- …A mi się tam podobała – mruknął Cato na co Clove klepnęła go po głowie.
- A o czym mowa? – wciął się Logan.
- O tej paskudnej sukience dziewczyny, która niby igra z ogniem. Obiecuje wam, że zdechnie pierwsza. – Clove zaczęła polerować nóż.
- Igra z ogniem. Dobre. Też bym chciała mieć takie przezwisko.
- Wcale nie Glimm. Nie jest dobre. W dodatku dostała aż jedenaście punktów. Za co? Dałabym się pokroić za odpowiedź na to pytanie. – Clove była wściekła. Jej włosy związane w koński ogon ciągle latały na wszystkie strony, a brązowe, rządne krwi oczy, były teraz zmrużone i w dodatku pełne chłodu. Jej spojrzenie było teraz ostre jak nóż, który wciąż obracała w rękach.
- Uspokój się. – Cato położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Ta zadrżała pod wpływem jego dotyku i zwolniła tempo starając się wyrównać oddech. – Obiecuje ci, że to ty ją zabijesz.
- Na to liczę – na twarzy wojowniczki z dystryktu drugiego zakwitł uśmiech.
- Patrzcie! – krzyknął Marvel wskazując na coś w oddali. Wszyscy wytężyliśmy wzrok. Pomarańczowa smuga światła i trzaskanie gałęzi zdradzało, że ktoś próbował rozpalić ognisko.
- Co za kretyn – wyrwało mi się. Zawodowcy zachichotali.
- Skoro Clove bierze Katniss, to ja wezmę tego tam – Glimmer zacisnęła palce na swoim srebrnym łuku i ruszyła przed siebie. Wyjęłam nóż i chwyciłam Logana za rękę. Chłopak ścisnął ją dając mi nieco otuchy.  Zawodowcy zaczęli się skradać coraz bardziej zbliżając się do ogniska.
- To dziewczyna! – wyszeptał Cato z jadowitym uśmiechem na twarzy. Faktycznie. Jakaś trybutka siedziała na zwalonej kłodzie i próbowała ogrzać ręce na ogniem. Mimowolnie uderzyłam się ręką w czoło, nie mogąc zrozumieć jak można być taką bezmózgą osobą żeby rozpalać ognisko w nocy.
- Szybciej Glimmer. – Clove z niecierpliwością ponagliła blondynkę. Ta wyszła z krzaków, trzymając w ręce sztylet. Chwyciła rozpalaczkę ogniska za ramiona i uniemożliwiła jej ruch.
- Błagam nie zabijaj mnie! – krzyknęła zniewolona trybutka. Teraz ją poznałam. Była z ósemki.
- Powiedz.. jak się nazywacz? – wyszeptała Glimmer, prosto w ucho trybutki.
- Jennifer.. ale błagam, uwolnij mnie! – trybutka z ósemki rozpłakała się, a mi zrobiło jej się żal.
- Ach oczywiście, że cię uwolnie – powiedziała słodko Glimmer i dźgnęła Jennifer prosto w serce. Dziewczyna rozszerzyła oczy i upadła na ziemię.
- Po co te oszustwa? – spytałam się zawodowczyni.
- Jakie oszustwa? – Glimmer przejrzała się w zakrwawionym sztylecie. – Uwolniłam ją.
- Wcale nie.
- Uwolniełam. Od tego nędznego świata. – wzruszyła ramionami blondynka i usiadła przy ognisku. A więc tak zawodowcy tłumaczyli się z zabijania ludzi.
~*~
Ale mi głupio.. możecie mnie teraz lać po głowie za taką długą nieobecność.
Sama siebie nie lubie już :/
Przepraszam was po stokroć. Może ten rozdział poprawi wam humor :)
p.s
W książce razem z zawodowcami był Peeta, ale jakoś nie chciałam go wplatać w tą historie.. na razie!
// Zażenowana Kate.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 9

Od ponad godziny wędrowałam dokoła areny, szukając sojuszników. Połyskujące blond włosy Glimmer zauważyłabym z odległości stu metrów. Westchnęłam i usiadłam pod wielkim dębem. Wyjęłam z plecaka jeden z noży i zaczęłam nim skrobać ziemię. Sucha warstwa gleby sypała się niczym piasek. Zero śladu wody czy wilgoci. Oparłam się o korę drzewa i spojrzałam w górę. Słońce powoli zachodziło przybierając pomarańczową barwę. Chciałabym je ujrzeć drugi raz. Czas pokaże czy dane mi jest ujrzeć piękno następnego dnia...
Siedziałam tak pod drzewem dwie godziny odpoczywając i oswajając się z myślą, że jestem na arenie i w każdej chwili mogę zginąć. Wiele ryzykowałam siedząc na ziemi. Wiedziałam, że zbliża się noc więc nie chciałam już szukać Logana i pozostałych sojuszników. Wdrapałam się na drzewo, które okazało się być o wiele wygodniejsze niż myślałam. Ułożyłam się niezdarnie na rozłożystej gałęzi, skrywając się w cieniu korony drzewa. Położyłam ręke na brzuchu. Byłam potwornie głodna i spragniona, ale w plecaku miałam tylko dwa jabłka. Z piciem było gorzej. Nie miałam nic. Westchnęłam i spojrzałam rozpaczliwie na czerwony owoc wielkości pięści. Przełknęłam ślinę. A co jeśli jabłka są zatrute? Ze wstrętem cofnęłam ręke i pogodziłam się z myślą, że do rana nic nie zjem. Modliłam się, aby Logan tu przyszedł i zabrał mnie. Najlepiej do dystryktu czwartego. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Zwycięzca będzie tylko jeden i szczerze życzyłam mu wygranej.
***
Zmierzchało, a ja kuliłam się z zimna. Dygotałam i szczękałam zębami próbując mocniej podwinąć kolana do klatki piersiowej. Otoczyłam się ramionami i spojrzałam na rozgwieżdżone niebo. Kiedyś mama uczyła mnie różnych konstelacji. Bez trudu odszukałam duży i mały wóz oraz łabędzia. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że jeszcze coś pamiętam. Możliwe, że teraz mama na mnie patrzy i wierzy w moją wygraną.
Nagle powietrze przeszyły dwa wystrzały armatnie. Poderwałam sie raptownie w górę, mrużąc oczy. Nadstawiłam uszu i usłyszałam krzyki jakiejś kobiety. Była zrozpaczona i coś czułam, że w tej chwili stała się w pewnym sensie ofiarą zawodowców. Czekałam w napięciu na wystrzał, ale się go nie doczekałam. Widocznie trybutce udało się uciec...
Ponownie oparłam się już nieco spokojna o drzewo. Moich uszu dobiegł hymn Panem, a na niebie rozbłysnął napis ,, POLEGLI ". Zacisnęłam palce i otworzyłam szerzej oczy, aby nie umknął mi żaden zmarły trybut. W końcu pokazało się pierwsze zdjęcie. Nie byłam zdziwiona, gdy ujrzałam trybutkę z trójki. Czyli zawodowcy z jedynki i dwójki tradycyjnie przeżyli. Ciekawe czy Logan ucieszy się, gdy nie zobaczy mojego zdjęcia. W głębi serca przeczuwałam, że on żyje. Nie myliłam się! Następne zdjęcie przedstawiało trybuta z piątki. Odwróciłam wzrok, powtarzając sobie że to nie do końca moja wina. Działałam w obronie własnej. Spokojnie. Skup się! Z trudem otworzyłam zaciskane przed chwilą powieki. Zobaczyłam jeszcze zdjęcia obu trybutów z szóstki, chłopaka z ósemki, dziewczyne z dziewiątki i dwoje z dziesiątki. Na niebie pokazał się emblemat Kapitolu i na arenie zapanowała cisza. Osiłek i mała Rue z jedenastki przeżyli zarówno jak i Katniss oraz Peeta czyli dwaj zakochańce. Teraz wiedziałam, że obawiać się tylko muszę czarnoskorego i ,,dziewczyny, która igra z ogniem". Reszta raczej nie stanowi dla mnie zagrożenia. Zmęczona zamknęłam oczy i zasnęłam już całkowicie spokojna.
*

Rankiem obudziło mnie świergotanie ptaków i burczenie w brzuchu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się próbując nie hałasować. Nikogo w pobliżu nie było a plecak wciąż miałam przy sobie. Zeskoczyłam z drzewa i poczułam silny skurcz w żołądku. Czułam, że jak zaraz nic nie zjem to umre z głodu. Bezmyślnie wyjęłam jabłko i wgryzłam się w soczysty miąższ. Boże, jakie to było pyszne! Przełknęłam pierwszy kawałek i odczekałam minutę. Nie zauważyłam żadnej zmiany. Wrzasnęłam z radości, płosząc ptaki siedzące na gałęziach drzew. Natychmiast zakryłam usta ręką i zerwałam się z miejsca karcąc się w duchu za moją głupotę. Jakby Czarnoskóry z jedenastki był w pobliżu, podzieliłabym los trybuta z piątki. Po dziesięciu minutach nieustannego biegu zatrzymałam się uważnie nasłuchując. Cisza. Zaskakująca cisza.. Wyraźnie czułam na sobie czyjś wzrok. Okręcałam się, obracając w palcach noże. Za plecami usłyszałam szelest. To coś znikło za wielkim głazem. Zwierze czy trybut? Nie czekając ani chwili dłużej, schowałam się za drzewem ostrożnie zza niego wyglądając. Przed oczami mignął mi kosmyk rudych włosów i czerwono-czarna kurtka jednego z trybutów. Zmrużyłam oczy i czekałam na ponowne ujawnienie się trybuta. W końcu, po dwóch minutach zza drzewa wyłoniła się rudowłosa dziewczyna o lisiej twarzy. Ją jako jedyną zapamiętałam biorąc pod uwagę te słabsze dystrykty. Na trenigach wydawała się cicha, wystraszona, ale w pełni skupiona. Wiedziałam, że z pewnością jest najinteligentniejsza na całej arenie i stanowiła potencjalne zagrożenie. Miała szanse wygrać igrzyska, oczywiście nikogo nie zabijając. Przypomniałam sobie słowa Finnicka. ,,Udawaj twardą i nieobliczalną. Wtedy zdobędziesz sponsorów". Polecenie było jasne i zrozumiałe. Według niego powinnam teraz zerwać się z miejsca i ruszyć za trybutką. Tak też zrobiłam. Wyszczerzyłam się do dziewczyny i zaczęłam biec w jej stronę. Ta krzyknęła cicho i widząc pęk noży w mojej ręce, wystraszona, obróciła się i zaczęła biec co chiwila potykając się o własne nogi. Kiedy miałam ją na wyciągnięcie ręki, ujrzałam biały numerek na ramieniu dziewczyny. Pochodziła z dystryktu piątego. Rozszerzyłam oczy i wciągnęłam gwałtownie powietrze. Poczułam jak robi mi się słabo. Chłopak, którego zabiłam pochodził z jej dystryktu. Nogi powoli zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, a świat zaczął się rozmazywać. Przed oczami miałam powykręcane i zakrwawione ciało trybuta, którego zabiłam. Poczułam jak upadam na ziemię i zaczynam się turlać po niej staczać w dół. Nagle chłód ogarnął moje ciało, a twarz wykrzywiła się z bólu. Wpadłam do jeziora. Z trudem wygramoliłam się z wody i oceniłam straty. Zostałam tylko z plecakiem i jednym nożem. Miałam ochotę się położyć i nigdy nie obudzić. Wystawiłam twarz na słońcę czując jak ciepłe promienie muskają moją twarz. Uklękłam na trawie i przymknęłam powieki. Pozwoliłam sobię odpłynąć w świat marzeń. Nawet nie poczułam jak czyjeś silne ramiona obejmują mnie i zagarniają do siebie.
~*~
Dobra.. wybaczcie za ten denny rozdział...
Jest beznadziejny, wiem xD
Chciałabym tylko zaznaczyć, że w następnym rozdziale będzie o wiele ciekawiej, pojawi się w końcu reszta trybutów, niektórzy zginą itp XD
I jednak postanowiłam, że nie naruszę książki Collins i Kate niestety zginie zgodnie z książką ;c
Następny rozdział pojawi się za około 3 - 4 dni c:
Przepraszam, że nie dodawałam tak długo ale poprostu nie miałam weny i jak wynika z tego rozdziału, nadal jej nie mam :((
Pozdrawiam :D //Kate.

Obserwatorzy